Wiesław Glaner – WOLNOŚĆ I BEZPIECZEŃSTWO
A właściwie artykuł jest o „bandycie i szaleńcu”. Tekst dość długi, gdyż jest to wykład… nie wyłożony. Temat trudny, publicznie nielubiany, dyskutowany przy kuflu piwa, albo gdzieś na marginesie. Znawcy przedmiotu wiedzą jednak, że ów margines zawsze jest bliżej niż ludzie myślą, albo nie myślą.
Wiesław Glaner
WOLNOŚĆ I BEZPIECZEŃSTWO
A właściwie artykuł jest o „bandycie i szaleńcu”. Tekst dość długi, gdyż jest to wykład… nie wyłożony. Temat trudny, publicznie nielubiany, dyskutowany przy kuflu piwa, albo gdzieś na marginesie. Znawcy przedmiotu wiedzą jednak, że ów margines zawsze jest bliżej niż ludzie myślą, albo nie myślą.
Piszę ten artykuł dla tych zainteresowanych, którzy potykają się o mity i ideały rodzimowiercze, potykają się o błędy własne i innych inicjatorów „prawdy” owych ideałów. Za przykład osoby ambiwalentnie się potykającej stawiam siebie – porzuciłem swego czasu zainteresowanie ruchem rodzimowierczym, gdy zetknąłem się ze skalą nasycenia nacjonalizmem wiary rodzimej. Mam tutaj na myśli nacjonalizm destrukcyjny, spychający ruch rodzimowierczy na margines kultury. Idzie za tym bezradność ludzi z natury dobrych i tolerancyjnych, którzy jednak, w imię wolności (swobody) poglądów, godzą się na obecność w ruchu rodzimowierczym owego pierwiastka destrukcji. Sam będąc jawnym antykatolikiem, doświadczyłem ostracyzmu z tej strony wiary rodzimej, która jako prawicowa nacjonalistyczna jest tolerowana – nie wolno być antykatolikiem, ale można być nacjonalistą. Zabieram więc głos w sprawie jako osoba kompetentna z racji nabytych doświadczeń w środowisku rodzimowierczym.
Ambiwalencja, o której piszę dalej, jest na tyle ważnym zjawiskiem, że postanowiłem podzielić się z czytelnikiem – może młodym rodzimowiercą, który dopiero porządkuje sobie świat pojęć – dwoma ważnymi pojęciami, są to: wolność i bezpieczeństwo. Dyskusja o charakterach tych pojęć może wpłynąć na zrozumienie stanów sprzecznych w nurcie rodzimowierczym. Nurt ten dość silnie porywa nas, nie bacząc na charaktery i światopoglądy osób zainteresowanych. I właśnie te walory osobiste są często problem, gdyż wniesione do wiary rodzimej, do jej nurtu dość dziko płynącej rzeki – jak rzeka Brda w Borach Tucholskich, przy której teraz piszę ten artykuł — czasami stają się przyczyną utonięcia. By ocalić swoje poglądy, ów tonący brzytwy się chwyta… Nurt jednak jest bezlitosny; nasza wiara rodzima ma swoich silnych pionierów/liderów, ma też, w rzeczy samej, swoich antybohaterów. Fabuła rodzimowiercza rozwija się jednak, nie bacząc na prawo czy lewo, aż w końcu nurt znajdzie swoją drogę – znikną zakręty niebezpieczne, wypełnią się głębiny – dzika rzeka zostanie ujarzmiona, rozpoznana, opisana i udostępniona dla… spływów kajakowych. No i czar pryśnie, a już innej takiej rzeki nie znajdę
***
Popularne jest przekonanie, że wolność ma swoją cenę. Dla Polaków jest to najczęściej cena zwycięstwa, gdyż waleczność, szczególnie walka o wolność, stoi u Słowian wysoko w historycznej hierarchii wartości. Gdy już jednak wolność została wywalczona, pojawia się aspekt ochrony, utrzymania tej wolności we właściwej kondycji. I tu zaczyna się problem, gdyż nasze przekonanie, że wolność ma swoją cenę, wymusza na ludziach oddanie części swojej wolności na rzecz prawa, gwarantującego wolności bezpieczeństwo (ochronę i utrzymanie). Tak oto wolność staje się wolnością ograniczoną, prawem chronioną, połowiczną i uwikłaną w kompromis.
Rozumowanie wyżej przedstawione funkcjonuje bardzo skutecznie, jest jednak wątpliwe co do poprawności, z łatwością można je obalić lub wywrócić, ale to teraz bez znaczenia. Spójrzmy wpierw na potężny aparat państwowy powołany do ochrony wolności – sądy, kościoły, policja, adwokatura… a za tym wszystkim stoi po prostu polityka. Polityka jest zawsze pełna troski o bezpieczeństwo narodowe, (gospodarcze i militarne). Jej odpowiedzialność za bezpieczeństwo jest znamienna. To właśnie polityka przekonuje nas, że musimy oddać część naszej wolności na rzecz wspólnego bezpieczeństwa, a my godzimy się na to, gdyż nie mamy pojęcia, że mógłby istnieć jakikolwiek inny system państwowy bez ograniczenia wolności. Jesteśmy przekonani, że brak kompromisu z państwem prowadziłby do anarchii, czyli bezprawia w potocznym rozumowaniu. Idealnym przykładem funkcjonowania tej „logiki” są państwa wyznaniowe, gdzie jarzmo państwa i religii staje się ogólnie akceptowaną formą zapewnienia obywatelom/wyznawcom „jedynej słusznej” wolności.
Wobec powyższego wolność i bezpieczeństwo uzupełniają się w formacji państwowej, są jednak w konflikcie w przestrzeni kulturowej – kultura zawsze dąży do prymatu wolności. Niemniej, troska o bezpieczeństwo zajmuje ludziom więcej czasu niż troska o wolność. Ktoś zapewne powie w tym miejscu, że przecież troska o wolność jest troską o bezpieczeństwo. Hm… poczytajmy dalej. Spójrzmy jak mentalność ludzka, afiszuje się w kontekstach bezpieczeństwa i wolności, konteksty te są umocowane w polityce i kulturze.
Widzimy więc od razu, że więcej ludzi zajmuje (interesuje) się polityką niż kulturą. To dlatego, jak już to ustaliliśmy, gdyż najbardziej interesuje nas nasze bezpieczeństwo; naszej rodziny i oczywiście naszego narodu. Ważnym czynnikiem oddziaływania w sferze bezpieczeństwa jest oczywiście religia – polityka jest niczym innym jak transformacją spójności religijnej do formacji państwowej. Państwa pierwsze były państwami religijnymi, państwa drugie (pochodne od religii) też nimi są… Z punktu widzenia człowieka mentalnego politycznie, oddzielenie religii od państwa jest błędem – nie należy tych formacji dzielić, lecz połączyć ściśle, aby w ten sposób zwiększyć stan bezpieczeństwa. Ludzie religijni są jednocześnie zaangażowani politycznie. Pod płaszczem swoich wyznań, żyją obawą, a nawet strachem o utratę bezpieczeństwa – chleba i broni. Chleb i broń, to właśnie są synonimy bezpieczeństwa, które nie są synonimami wolności! Dlatego troska o wolność nie jest troską o bezpieczeństwo. Gdyby dalej analizować kwestię, dojdziemy do poziomu, na którym wolności jest inicjowana – powstanie zjawiska typu wolność ma swój akt tylko na poziomie świadomości! Natomiast zjawisko typu bezpieczeństwo jest głęboko zakorzenione w podświadomości ludzi i zwierząt. Wolność jest darem świadomości.
Ludzie, mówiąc o utracie wolności, mają najczęściej na myśli utratę własności, gdyż rozumieją wolność w relacji z dobrobytem (stanem posiadania) gwarantowanym ustrojem politycznym. Tak więc ta polityczna mentalność ludzka, posiada swoje wpływy w aktywności prawicowej, konserwatywnej i religijnej – wszędzie tam, gdzie chodzi o zachowanie stanu rzeczy, gdyż wszelka innowacja (zmiana) może zniszczyć ów stan rzeczy, stąd odwoływanie się do tradycji w tych środowiskach jest regułą. Tradycja ma być tutaj gwarantem bezpieczeństwa, dlatego zakazuje się jej modernizacji – każde naruszenie tradycji rozumiane jest jak zamach na wolność, a w istocie zamach na bezpieczeństwo. Wiara rodzima w Polsce, jako że tworzona jest przez ludzi o mentalności religijnej, ma też swój silny nurt nacjonalistyczny osadzony w ramie bezpieczeństwa za cenę wolności.
Nacjonalizm w państwach judeochrześcijańskich jest normą. Pewien wyjątek stanowi słowiańska Polska, kraj, w którym wolność stoi wysoko w hierarchii wartości. To dość dziwne zjawisko – jakby w Polsce więcej było ludzi kochających wolność niż w reszcie świata. Ta wolność ma jednak dość abstrakcyjny wymiar, w praktyce Polska chrześcijańska jest państwem wyznaniowym. Wolność państwowa odzyskana w 1918 roku, nie jest wcale wolnością narodową, ale tym już się nikt nie interesuje – mamy w końcu „wolność” i po sprawie.
Trzeba tutaj dodać, że Państwo i Kościół, ideologia i religia tym bardziej współtworzą złudzenie bezpieczeństwa, wywołując szereg dramatycznych konfliktów społecznych. Niemniej, im bardziej ludzie czują się wolni, tym mocniej oddzielają od siebie państwowość i religijność. Dzieje się tak, gdyż wolność lokowana w kulturze natychmiast zauważa, że państwo i religia narzucają wolności ograniczenia tłamszące rozwój i rozkwit. Dalej możemy powiedzieć, w pewnej nonszalancji, że wolność państwowo-religijnego bezpieczeństwa wcale nie potrzebuje, gdyż odrzuca ze swej natury wszelkie ograniczenie.
Rozważmy teraz, że istotnie cechą wolności jest radosny rozkwit, wyrzucenie uczuć wysoko, krzykliwie, śpiewnie – ludzie w tym stanie po prostu aż podskakują, by jak najwyżej przekazać swoją radosną Wolę. Odwrotnie jest z ludźmi zorientowanymi na bezpieczeństwo, oni skupiają się do środka – obwarowują i zagarniają w zagrody. Budują mury i tworzą prawa zakazujące. Znamienny dla tej mentalności jest stan racji światopoglądowej – racja w tym środowisku łatwo staje się prawdą, aż do skrajności, gdy, jak wiemy z historii, o rację ludzie zawzięcie się zabijają. Dodajmy więc, że za prawdę można oddać życie, ale nikt o nią wojny nie zaczyna, zawsze przedmiotem sporu jest racja typu fikcja, za którą stoi konkretny cel zysku – korzyść polityczna.
Polityka i kultura to inaczej bezpieczeństwo i wolność. Rzecz jednak w tym, że polityka wcale wolności nie broni, lecz ją więzi – i tu jest punkt sporny w dyskusji. Punkt widzenia całkowicie zdominowany punktem siedzenia, gdyż ja, patrząc na wolność z domu kultury, widzę ją uwiezioną w polityce. Natomiast mój sąsiad jest przerażony, gdy widzi wolność, która się włóczy w samopas; bije na alarm, zwołuje kolegów i zaczynają mi grozić karą za „obrazę moralności”. Sąsiad grozi mi, to znów prosi o „rozsądek” pełen troski o moje dobro, święcie przekonany, że gdybym tylko zrozumiał, jak jestem głupi, byłbym mu wdzięczny za okazaną „życzliwość”. Jest to typowa troska kija i marchewki znana nam z metodyki chrześcijańskiej, typowy szantaż: „jesteś z nami, albo przeciwko nam” – piekło albo niebo, wybieraj, bo wybijemy ci szyby w oknach. Podsumowałbym ten akapit animacją pod tytułem „Bandyta i szaleniec” – ja (szaleniec wolności) i mój sąsiad (wzór cnoty polskiej katolickiej). Nie różnimy się z moim sąsiadem tym, że on „martwi się o moje dobro”, wie lepiej ode mnie, jak powinienem żyć. Ja natomiast zamknąłbym sąsiada w domu wariatów, gdy widzę, jak wychodzi z owczarkiem niemieckim na spacer zbierając ze sobą „bejsbol sprawiedliwości”.
Dla polityki i religii rzeczy święte to te same rzeczy: Bóg, Honor, Ojczyzna.
Religijność jest w tym stanie ducha poddana ideologii broniącej… rasę białą. Ludziom o mentalności politycznej nieobce jest mniemanie o przemocy uświęcającej, o celu uświęcającym środki, o sile lepszej niż słabość. Ludzie ci przekonują innych o konieczności stosowania przemocy wobec innowierców i często dość dowolnie definiowanym innym zagrożeniom. W tym środowisku spotkamy wielu potencjalnych bandytów, którzy myślą, że są szlachetnymi wojownikami. Obrońcy bezpieczeństwa – obrońcy wiary – nie rozumieją, że kopanie leżącego jest aktem podłym.
Innym kryterium zrozumienia istotnej różnicy między bezpieczeństwem a wolnością jest strach i odwaga. Im więcej wolności płynie we krwi człowieka, tym bardziej jest on skłonny do… ryzyka, do ekspansji, innowacji i podróży. Przeciwnie ludzie zorientowani na bezpieczeństwo są częściej pracownikami niż pracodawcami, nie ryzykują, nie lubią zmian, w tym zmiany miejsca pracy – walczą odważnie o te wartości, które są stacjonarne, nieruchome, pewne, ale walczą ze strachu o ich utratę. Ludzie, którzy bardziej są zapatrzeni w wolność, są odważni, kładąc na szalę cały swój dobytek – nonszalancja i brawura przynoszą często więcej strat niż zysku, ale człowiek odważny wolny, nie boi się strat, gdyż najczęściej ich nie widzi, zapatrzony w idee.
O wolności ludzie nie wiedzą właściwie nic. Rzeczywiście nie odróżniają wolności od dobrobytu oraz od bezprawia. Bezpieczeństwo rozumieją przez stan posiadania dóbr i posiadania broni, a wolność przez dobrobyt, przez własność i samowolę. Tę patologiczną sytuację dobrze obrazuje amerykański porządek społeczny, w którym wolność jest wymuszona szantażem posiadania broni. Jest jej w posiadaniu wiele milionów amerykańskich obywateli, którzy są przekonani, że muszą posiadać broń do obrony przed… własnym państwem! To nie żart, ten argument ma swoją sankcję konstytucyjną. A państwo to jest na wskroś policyjne. Relacja obywatela z policjantem (z prawem) jest utrzymywana palcem na cynglu. Za tą patologiczną wolność, trzy miliony obywateli rocznie, trafia do więzień USA. Znamienne dla tego porządku społecznego są ćwiczenia dzieci w szkołach na wypadek, gdy wolny obywatel zechce sobie w szkole postrzelać.
Aby wybrnąć z powyższego zapętlenia — zamętu pojęć pomieszanych — trzeba po prostu zdefiniować wolność lub chociaż spróbować ją zrozumieć. Najlepiej to zrobić odrzucając tony makulatury wolnościowej umocowanej w ramie judeochrześcijańskiej cywilizacji Zachodu – od dwustu lat, kultura Zachodu, z pośrednim skutkiem spekuluje o wolności. Tymczasem, nasz słowiański język jest dość dobrze napisaną księgą moralności, zawiera wiele wskazówek, a nawet gotowych formuł moralnych. I tak; być wolnym, to być dobrowolnym – dobro i wolność podpowiadają nam, gdzie jest sedno sprawy. To jedno słowo (dwa w jednym) mówi więcej o problemie niż dotąd, gdziekolwiek przeczytałem.
Powtórzę więc, że naprawdę nic o wolności nie wiemy, musimy się jej nauczyć, gdyż ostatnie jej ślady znikają w epoce przedchrześcijańskiej (?). Wspomniana dobrowolność wskazuje na dwa aspekty: wyklucza przemoc i definiuje dobro jako efekt i cel wolności – każde inne dobro jest fałszywe i przynosi społeczeństwu tylko szkody. Czym właściwie jest „wolne dobro” i kto je definiuje. Obecnie, nikt. Obecnie wolne dobro znaczy tyle, co „dobro własne”, czyli nasze; bez wnikania/pytania o pochodzenie i słuszność tego dobra. Obecne dobro społeczne jest definiowane wyłącznie przez ramę bezpieczeństwa społecznego. Kto więc ma w końcu definiować „wolne dobro”!? Musi to być Wolna Wspólnota. Co to jest wolna wspólnota, czy takie coś gdzieś działa, nie, nie działa. Wolne wspólnoty słowiańskie trzeba dopiero powołać, a następnie oddać im pełną władzę, pełną, czyli sto procentową, kategoryczną i ostateczną. A co z bezpieczeństwem? Ludzie wolni w Słowie i Sławie, ludzie, którym jarzmo religijne i państwowe nie odbiera Woli, to ludzie, którzy nigdy nie kopią leżącego – bezpieczeństwo można osiągnąć dobrym prawem, prawem, które chroni ludzi przed ich własną podłością. Mój agresywny, religijny, sąsiad nacjonalista, dla którego jestem Antychrystem, w Wolnej Wspólnocie, nie posiadałby narzędzia szantażu typu „obraza moralności”, mógłby mi oczywiście dalej grozić spaleniem na stosie, ale byłaby to już tylko groteska. Wyjaśnię też od razu, że „obraza moralności”, a z nią 60 innych praw rzymsko-katolickich wniesionych do Słowiańszczyzny, zniknęłyby w konfrontacji z wolnością samoczynnie, bez potrzeby uchwalania uchwał do uchwały… Wolność sama organizuje porządek społeczny, jest trudna, gdyż zmusza do odkrywania Ja w My, ale ten trud musimy podjąć, podnosząc wysoko poprzeczkę moralną.
Na koniec proponuję, aby rozważyć swoją postawę; odpowiedzieć sobie na pytanie, ile jest we mnie troski o bezpieczeństwo, a ile pragnienia wolności. Aby łatwiej znaleźć odpowiedź, podsuwam czytelnikowi test kompetencji „Korzeni i Skrzydeł” Przekonajmy się więc, że wolność ma skrzydła, a bezpieczeństwo korzenie. Moim zadaniem jest odkryć wszystko, co podcina mi skrzydła (oczywiście jest to mój sąsiad i jednocześnie utrzymać pułap, by nie oderwać się od korzeni. Oto cały problem mojej ambiwalencji. Jest to również słynny problem ognia i wody, gdyż bezpieczeństwo zajmuje się wychowaniem, wyhodowaniem w „żywej wodzie”, natomiast wolność jest „eksplozją owocu”, płonącym pragnieniem skrzydeł. Widzimy więc jak bardzo potrzeba bezpieczeństwa, związana jest z kobiecością – jedyną gwarancją wychowania potomstwa. Wobec tego byłaby wolność męskiej natury? Nie, zdecydowanie nie, wolność ma naturę światła i rodzi się zawsze w sercu Matki… ale tu już zaczyna się filozofia przyrody.
Korzenie i Skrzydła to linie współrzędne. To, w jakim punkcie w relacji pionu do poziomu się znajduję, zależy wyłącznie od stanu mojego umysłu. Widzę z mojego punktu obserwacji, że kluczem do rozwiązania konfliktu wolności z bezpieczeństwem jest jedynie autentyczna dobrowolność. Widzę, że „dobro wzajemne” działa tylko w wolnej woli – nie wolno narzucać postawy moralnej przymusem prawnym, a taka jest skłonność państwa i jego religii, skłonność wszelkiej władzy człowieka nad człowiekiem. Dobrowolność jest sama w sobie jedyną normą moralną, która nikomu nie robi krzywdy.