Buraki cebulaki czyli postępy ciemnogrodu w Polsce
Najciemniej jak wiadomo jest pod latarnią, stąd i największy ciemnogród rozlewa się dziś masowo pośród tych, co uważają się za szczególnie nowoczesnych i postępowych, co sprowadza się w większości do bezkrytycznego zachwytu nad tym, co na zachodzie i równie tępego negowania polskiej rzeczywistości.
Ów pseudopostępowy ciemnogród tysiącami udostępnia w mediach społecznościowych wpis porównujący suszę w Niemczech i na Podlasiu. Oto postępowe Niemcy na suszę mają techniki nawadniające, podczas kiedy zacofani katole z Podlasia jedyne co mają to modły. Wedle naszych „postępowców”, susza, która uderza w polskie rolnictwo, Niemcom nie straszna.
Wpis Arthura Hossy, który opisuje się jako Filozof, tudzież Dyrektor Generalny Koalicji Demokratycznej oraz Redaktor Prowadzący „Powody dla których wyrzekłem się religii”
źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10226
Ci, co z pogardą wykpiwają rzekomą ciemnotę Polski wschodniej, sami nie mają krzty wiedzy o otaczającym nas świecie.
Co robi niemiecki rolnik w obliczu suszy? Robi otóż dokładnie to samo, co rolnik z Podlasia: liczy straty i apeluje o pomoc rządu. Rząd nasz z kolei zwraca się o pomoc do Unii Europejskiej, która od tego powinna być, by rozwiązywać problemy przekraczające jeden kraj, a problem tegorocznej suszy jest nie polski, lecz europejski. Stąd wniosek Polski w tej sprawie poparło większość państw UE.
Nasi pseudopostępowcy mylą się dokładnie we wszystkim. Nie jest prawdą, że Niemcy lepiej od nas radzą sobie z suszą. Nie jest prawdą, że opierają swoje rolnictwo na nowoczesnym nawadnianiu. Nie jest prawdą, że Podlasie nie stosuje nowoczesnego nawadniania upraw. Nie jest wreszcie prawdą, że Niemcy to świeckie państwo. To temat bardzo ważny, bo zewsząd trąbi się o nadciągającej katastrofie globalnego ocieplenia oraz o niskich zasobach wody w Polsce.
1. Susza niszczy niemieckie uprawy
Skoro Niemcy tak nowocześnie produkują sztuczny deszcz dla swoich upraw, to znaczy, że efekty suszy powinny być tam łagodne. Tymczasem jest u nich gorzej. W wyniku susz tegoroczne zbiory zbóż ozimych spadną w Niemczech o 25%. Ogólnie zbiory zbóż mają spaść o 20% do 36 mln ton. Zbiory rzepaku ozimego spadną o 24%. Niemcy są drugim po Francji producentem zbóż w Europie i największym producentem oleju rzepakowego. Niemiecki związek przetwórców owoców i warzyw BOGK mówi o „dramatycznej” sytuacji w uprawach ziemniaków. Niemiecki związek hodowców indyków oraz związek chłopskich hodowców kurcząt domaga się wzrostu cen skupu drobiu w efekcie 25% wzrostu cen paszy. Jeszcze gorzej jest u hodowców bydła. Na wysuszonych polach nie rośnie trawa, więc rolnicy nie mają czym karmić krów mlecznych i bydła mięsnego. Ubój wzrósł o 14%. Nasi hodowcy nie mają tego problemu, bo posiadają zapasy paszy. Wielu rolników niemieckich potrzebuje pomocy. Najwięcej ucierpiały gospodarstwa ekologiczne. Niemieckie stowarzyszenie rolnicze DBV straty niemieckiego rolnictwa wylicza na 1 mld euro i takiej też domaga się pomocy od rządu. Twierdzą, że może dojść do sytuacji, że niemiecki chleb będzie pieczony z polskiej mąki.
Nie lepiej jest w Skandynawii. Zbiory pszenicy w Szwecji spadną o 40%.
Tymczasem w Polsce według komunikatu GUS z 30 lipca, zbiory zbóż będą niższe tylko o 14%, rzepaku i rzepiku — o 16%, warzyw gruntowych — o 8%. Straty szacuje się na 0,5 mld zł, najwięcej w Wielkopolsce.
2. Niemcy nie nawadniają
Nie jest zatem prawdą, że Niemcom susza nie straszna, bo nowocześnie nawadniają. W istocie niemieckie rolnictwo dokładnie tak samo, jak i polskie opiera się na deszczu. Różnica jest tylko taka, że Niemcy nawadniają nieco powyżej 1% upraw, zaś Polacy — poniżej 1%. W obu jednak przypadkach jest to udział znikomy. Zupełnie inaczej jest na południu Europy. Tam trzeba intensywnie nawadniać, bo niewiele by urosło.
Sytuacja Polski i Niemiec jest tutaj bardzo podobna. Za komuny nasze kraje miały znacznie bardziej rozwinięty system irygacji rolnictwa, który został poważnie zredukowany w trakcie transformacji. Obszar zirygowany w Niemczech wynosi 515 tys. ha, lecz faktyczna skala nawadniania obejmuje 237 tys. ha w 1998, 221 tys. ha w 2002. Użytki rolne w Niemczech zajmują 16,7 mln ha.
W Polsce wygląda to nader podobnie. Użytki rolne obejmują 18,7 mln ha. W 1980 nawadnialiśmy 340 tys. ha (1,8%). W 2006 obszar ten spadł do 76 tys. ha, a w 2012 do 67 tys. ha.
Polska ma bardzo do Niemiec podobne stosunki wodne. Statystyczny Polak zużywa 150 l wody dziennie. Statystyczny Niemiec — 144 l wody. Na świecie na potrzeby rolnictwa wykorzystuje się aż 70% wody. Europa południowa na potrzeby rolnictwa zużywa 60% wody, ale są też obszary, gdzie sięga to 80%. W skali całej Europy rolnictwo konsumuje 24% wody. W Polsce zaledwie 5%. Podobnie wygląda to w Niemczech. Rolnictwo niemieckie zużywa 0,3 km3 wody (jest to dokładnie objętość jeziora Wigry). Rolnictwo i leśnictwo w Polsce zużywa 1,1 km3 wody, a na potrzeby nawadniania 0,1 km3 (1985 — 0,6 km3, 1990 — 0,2 km3, 1994 — 0,5 km3).
Strachem na Lachy jest obiegowa opinia o tym, jakoby Polska miała drastycznie małe zasoby wody. Opinie te kleci się dzieląc dostępne w kraju odnawialne zasoby wody przez liczbę mieszkańców. Cóż z tego, że mamy zdecydowanie niższe zasoby na głowę niż kraje południa, skoro większość ich wody pożera produkcja żywności. Polska większość wody używa (nie zużywa, lecz używa!) na potrzeby energetyki, przy czym leżymy na morzu ciepłej wody geotermalnej, która w przyszłości może posłużyć do zasilenia naszych potrzeb energetycznych. Kluczowym parametrem wodnym jest water exploitation index, czyli udział krajowego poboru wody w naszych ogólnych zasobach odnawialnych. Dysponujemy rocznie 62 km3 wody, z czego pobieramy 10,5 km3 (2015), co daje współczynnik WEI 17%. Wartość tego współczynnika poniżej 20% oznacza sytuację nie zagrażającą (non stressed). W przeciwieństwie do krajów zachodu i południa Europy, Polska jak i Niemcy to kraje, których struktura zużycia wody nie stanowi dla nas problemu. Nasze rolnictwo dysponuje więc sporym potencjałem do wzrostu zużycia wody i rozwoju systemu nawadniania dla niwelowania strat związanych z suszami.
3. Podlasie nawadnia
Zarówno w Polsce jak i w Niemczech spadł w ostatnich dekadach areał nawadnianych upraw. Obecnie obserwujemy w Polsce dynamiczny renesans nowoczesnych systemów nawadniania, które bardzo racjonalnie gospodarują zasobami wodnymi.
Pseudonowoczesny ciemnogród zawstydza Podlasie ilustracją tzw. deszczowni, która ma być niemiecką domeną. Tymczasem Podlaskie Agro z 2015 podaje, że tego rodzaju maszyny cieszą się popularnością na Podlasiu.
Deszczownia nie jest zresztą najbardziej racjonalnym wyborem, zwłaszcza gdy chce się rozsądnie gospodarzyć wodą. Istnieje szereg polskich firm, które rozwijają efektywniejsze systemy nawadniania kroplowego. Jak robią to na Podlasiu można zobaczyć na filmie Podlaski Movie Film: panele słoneczne zasilają pompę elektryczną, która wydobywa wodę z głębokości 3 m, wpompowując ją do tysiąclitrowych zbiorników. System ciągnie więc wodę do nawadniania, gdy świeci słońce. Zgromadzona woda wzbogacona o substancje odżywcze płynie następnie podziemnymi przewodami wzdłuż upraw. Pompa jest tak ustawiona, by podlewać uprawy w godzinach rannych.
Inny polski system, opracowany przez krakowskich automatyków, jeszcze bardziej racjonalizuje zużycie energii i wody poprzez wkopywane do ziemi czujniki wilgotności gleby. W tym przypadku rolnik za pomocą smartfona kontroluje dokładną wilgotność upraw monitorując niedobory.
więcej u źródła: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10226