Ewa Lif-Perkowska i jej Biała Pani, a Mitologia Słowian Białczyńskiego
Ewa Lif-Perkowska z domu Mozer urodziła się 28 maja 1914 r w Karlsbadzie. Z wykształcenia była biologiem (doktorat z cytologii na Uniwersytecie Warszawskim). Opublikowała około 20 prac naukowych w Polsce, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Szwajcarii i USA. Była osobą o wszechstronnych zainteresowaniach, erudytką, znawczynią mitologii klasycznych i feministką – w najlepszym znaczeniu tego słowa, kobietą wyzwoloną, mądrą i piękną. Jej prawdziwą pasją jednak była ezoteryka, wiedza okultystyczna, etnografia i słowiańskie kulty pogańskie, rozumiane jako Misteria Przyrodzonego Boga, a nie przaśne, słomiane prostactwo złożone z kultu „bałwanów” i zaklęć o bogactwo, które to „bałwany”, gdy nie chciały próśb słuchać, obijano rózgami, lub kawałkowano i palono na stosach. Szkoda, że nie ma jej już między nami i tak niewiele pozostało w obiegu publicznym z jej prac. „Biała Pani” traktuje o Kulcie Wielkiej Matki u prapoczątków Człowieczeństwa, w paleolicie, kiedy kształtowały się wyobrażenia o Przyrodzie i Prawach Przyrody w formach wyrażanych słowem i obrazem oraz miały miejsce pierwsze świadome próby ze strony ludzi, by z tymi siłami nawiązać mentalny kontakt i oswoić je, spowodować ich przychylne reakcje dla siebie. Tak narodziły się ryty, rytuały i obrzędy.
Autorka przenosi czytelnika do dnia dzisiejszego pokazując ślady paleolitycznego kultu Białej Pani u Pra-Słowian/Słowiano-Ariów, Sarmatów/Skołotów i Lechitów, wreszcie Polaków. Jej teksty i spostrzeżenia w nich zawarte pochodzą z czasów, kiedy nikomu jeszcze nie śniła się genetyka genealogiczna. Bardzo modne natomiast były dzieła z kierunku antropologii kulturowej, porównujące różne systemy kultowe świata i wyciągające na ich podstawie wnioski uogólniające.
Czołowymi postaciami tego kierunku, nazwanego później ewolucjonistycznym religioznawstwem,byli autorzy najbardziej znanych i modnych, w kręgach materialistów budujących Nową Religię Nauki i Kościół Naukowy światowych uniwersytetów, dzieł: George Frazer z jego „Złotą Gałęzią”, Robert Graves i jego „Mity greckie” oraz Mircea Eliade i jego „Traktat o historii religii”, czy „Historia wierzeń i idei religijnych”. Ich wpływ na tzw. „naukowe analizy” i „naukowe widzenie” religijności był tak przemożny, że i ja sam (Czesław Białczyński) pisząc Księgę Tura i Księgę Ruty zmuszony byłem do zastosowania tej samej metody badawczo-organizacyjnej rekonstruowanej Mitologii Słowian i uzasadniania przypisami przedstawianych faktów.
Już zaraz po publikacji pierwszego tomu z cyklu poświęconego Mitologii Słowian – „Stworze i zdusze” (1993), główny atak środowiska Kościoła Nauki Materialistycznej w Polsce zmierzał do zmarginalizowania i zbagatelizowania, a nawet ordynarnego ośmieszenia tej książki (profesor Jerzy Strzelczyk z UAM w Poznaniu w książce „Mity i podania dawnych Słowian”, 1998). Obrano metodę stawiania zarzutów o „fantastyczność” przedstawianych faktów, gdyż w książce żadne z haseł tego kompendium „Boginek i Demonów Słowian” nie zawierało sążnistych przypisów, odwołujących się do opracowań naukowych. Co prawda powołałem się na wstępie na całą plejadę kronikarzy i światowych oraz polskich badaczy, którym złożyłem publiczne podziękowania za ich pracę na przestrzeni wieków nad utrwaleniem i przeniesieniem do współczesności wiedzy o religii i Mitologii Słowian, a także podkreśliłem wyraźnie, że na ich pracach się opierałem i moja książka bez ich prac byłaby niemożliwa, ale to było za mało według „luminarzy” Kościoła Nauki. W ten sposób światek polskich Płaskich Materialistów Marksistowskich wiodących prym na polskich uniwersytetach, miał nadzieję łatwo rozprawić się z próbami odtworzenia Wiary Przyrodzonej Słowian i nadania jej rangi żywego współczesnego wierzenia, opartego o solidne podstawy filozoficzne.
W monecie tego spóźnionego grubo ataku Materialistów Naukowych z Kościoła Nauki Materialistycznej, sprzedanych już jednak było w Polsce 5000 egzemplarzy „Stworzy i zduszy”, a książka cieszyła się taką popularnością, że musiałem rozprzedawać poprzez sieć prywatnych księgarzy egzemplarze, które nigdy nie były przeznaczone na sprzedaż, lecz jako pula dokumentacyjna, w liczbie ostatnich 300 sztuk spoczywały w piwnicach mojego domu.
Teksty Ewy Lif-Perkowskiej pozbawione są tegoż „naukowego” podejścia i dokumentowania każdego słowa, czy tezy, przypisem z dzieła naukowego, na którym oparła swój wywód.
Opracowania Ewy Lif-Perkowskiej drukowano w czasopismach, które snobizowały się w okresie PRL na intelektualne jak np. „Argumenty”, z których pochodzi powyższy tekst. Podobnie drukowano i Białczyńskiego, w Gazecie Wyborczej czy Przekroju, w Literaturze, czy w czasopiśmie Kraków, jednak odmawiano systematycznie tym tekstom waloru naukowości, poprawności naukowej analizy faktów i przeprowadzonej syntezy, czy poprawności podstaw filozoficznych leżących u fundamentu przedstawionego odtworzenia wierzeń i obrzędów.
Sytuacja gruntownie zmieniła się w roku 1997, kiedy po odrzuceniu „Księgi Tura” złożonej w wydawnictwie Uniwersitas w Krakowie, gdzie recenzenci uniwersyteccy z religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego ogłosili swoją bezradność analityczną i brak kompetencji do oceny tak rozległego dzieła wielowątkowego, co wyrazili w recenzjach (którymi oczywiście dysponuję) podkreślając, że porusza ono zagadnienia nie tylko religioznawcze, ale i historyczne, i antropologiczne, i językoznawcze, i wreszcie archeologiczne, więc do oceny potrzebny byłby zespół ludzi, zabrałem stamtąd książkę oszczędzając Nauce Polskiej ostatecznego upokorzenia, związanego z oficjalnym odrzuceniem, w tak szacownym wydawnictwie Wolnej Myśli, dzieła Wolnomyślicielskiego, być może pierwszego z zakresu religii w III RP.
Powierzyłem wtedy, wraz z recenzjami z Uniwersitasu, książkę znanemu doktorowi filozofii z Uniwersytetu Jagiellońskiego, a zarazem tłumaczowi i literatowi Bohdanowi Baranowi, prowadzącemu wydawnictwo Baran & Suszczyński. W rezultacie kolejnych recenzji i rozważań w tym niezwykle poważnym i zasłużonym dla rozpowszechniania Wolnej Myśli w III RP wydawnictwie, po kolejnych dwóch latach wydano Księgę Tura (w niepełnym kształcie) w roku 1999.
Od tamtego czasu Księga Tura cieszy się nieustannym powodzeniem u czytelników w Polsce, a ci Polacy, którzy zechcieli się z nią zapoznać stwierdzają, że jest to podstawowa dla odtworzenia Korzeni Przedchrześcijańskich Naszego Narodu księga, która powinna znaleźć się w każdym domu POLSKIM, pod każdą strzechą. Do dzisiaj sprzedano ponad 7000 egzemplarzy Księgi Tura w trzech jej wydaniach. Najpiękniejsze i najbardziej monumentalne jest oczywiście to ostatnie wydanie, ze Slovianskiego Slova.
Ewa Lif-Perkowska była prekursorem w dziele przedstawiania wiary pogańskiej Słowian jako wiary żywej w Polsce, także w PRL w XX wieku. Jako prekursor, który zderzał się z materialistycznym Kościołem Naukowym Polskim, będącym u szczytu marksistowskiej potęgi w tamtym okresie, a także publikując w czasach PRL, kiedy wydawnictwa podlegały cenzurze i scentralizowanemu aparatowi oceny wartości publikacji pod szyldem PAN i Wydziału Kultury PZPR, była skazana na zmarginalizowanie i została skazana przez III RP na zapomnienie. Przypominamy ją tutaj właśnie z tego powodu.
Ewa Lif -Perkowska była bowiem prawdziwą Strażniczką Wiary Przyrodzonej Słowian, a pamięć o żadnym ze Strażników Rodzimej Wiary Polaków nie może zaginąć.
Do niedawna funkcjonowała w Internecie strona www, na której znajdowały się teksty Ewy Lif-Perkowskiej i jej życiorys (adres widnieje powyżej). Teraz strona ta zniknęła. Jak zwykle nie wykazałem się dalekowzrocznością i nie zabezpieczyłem materiałów tam publikowanych, w tym jej życiorysu. Jeśli ktoś ten życiorys i materiały posiada, apeluję o kontakt i dostarczanie mi tego w jakiejkolwiek formie. Ewa Lif-Perkowska zasługuje bowiem na swoje miejsce w Panteonie Strażników Wiary Przyrodzonej Słowian.