Polski Wielki Skok? Elektryczny dostawczak Ursusa
Swego czasu Chińczycy wykonali swój Wielki Skok Technologiczny, który doprowadził ich na pozycję prawdziwego drugiego mocarstwa światowego. Przed nimi wykonali go Japończycy, a po nich Koreańczycy. Obydwa te kraje znalazły się w ścisłej czołówce gospodarek i ośrodków finansowych świata oraz wśród czołówki ośrodków kreowania nauki i nowych technologii. Czy w Polsce odbywa się obecnie ten sam proces?
źródło: http://tvn24bis.pl/moto,99/ursus-zaprezentowal-prototyp-elektrycznego-samochodu,734668.html
Przedsiębiorstwa Cegielski-Poznań oraz Ursus zawarły w Hanowerze porozumienie dotyczące współpracy przy opracowywaniu dostawczego samochodu elektrycznego o masie do 3,5 tony. Cegielski ma opracować i wdrożyć innowacyjny napęd elektryczny, a Ursus zaprojektować i wyprodukować pojazd. Jego prototyp zaprezentowano podczas targów w Niemczech.
Samochód o nazwie ELVI, zaprezentowany w Hanowerze, ma mieć dopuszczalną masę całkowitą do 3,5 tony. Pomieści trzy osoby, a jego ładowność to 1100 kilogramów.
Szybkie ładowanie
Zasięg na jednym ładowaniu baterii to około 150 km, a prędkość maksymalna wynosi 100 km/h. Co ważne, baterie litowo jonowe oferują możliwość szybkiego doładowania do 90 procent pojemności w czasie zaledwie 15 minut.
Wysokość pojazdu wynosi około dwa metry, czyli tyle, aby mógł on bez problemu wjechać na parking podziemny, znajdujący się na przykład w centrum handlowym.
Projekt Ursusa to nie jedyny pomysł na elektryczne auto z Polski:
FSE 01. Elektryczna nowość z Polski
Ma nieco ponad trzy i pół metra długości, jest w stanie poruszać sie z prędkością 135 km na godzinę , na jednym ładowaniu będzie mógł przejechać ok 100 km. We wtorek w Warszawie przedstawiciele Fabryki Samochodów Elektrycznych przedstawili montowany w Bielsku Białej samochód elektryczny FSE 01
Pojazd budowany jest na ramie produkowanego w Tychach Fiata 500 i ma – jak mówił dyrektor generalny Fabryki Samochodów Elektrycznych Thomas Hajek „prawdziwe polskie elektryczne serce” – silnik produkowany w Sosnowcu.
Jak wyjaśnił Hajek, FSE 01 – to efekt ponad trzyletnich prac prac polskich inżynierów z Bielska-Białej, koszt projektu to ok. 1 mln euro, w ciągu roku firma chce zbudować linię produkcyjną, która będzie w stanie wyprodukować ok. 1000 takich pojazdów rocznie.
„Polska już dzisiaj jest szóstym pod względem wielkości producentem motoryzacyjnym w Europie. Zaangażowanie w rynek elektromobilności to wielka szansa na rozwój dla całego kraju. Nasz samochód FSE 01 to dopiero początek całej gamy pojazdów elektrycznych. Już dzisiaj można go zamawiać. Planujemy też eksport do krajów UE – powiedział Hajek. Jak mówił, samochody mogłyby trafić m.in. do Niemiec, Francji, Skandynawii.
Nadwozie i platforma produkowane są w Tychach, natomiast finalny montaż pojazdu odbywa się właśnie w fabryce w Bielsku- Białej. Hajek powiedział, że opracowanie nowej platformy znacznie podrożyło by koszty projektu. „To by kosztowało miliardy” – wyjaśnił.
Ursus w Lublinie zaprezentował autobus elektryczno-wodorowy City Smile Fuel Cell Electric Bus. Autobus jest konstrukcją własną spółki Ursus Bus stworzoną we współpracy z podmiotami zagranicznymi. Pojazd produkowany będzie w Lublinie. Pierwsza seria zostanie skierowana do produkcji niezwłocznie po pierwszych zamówieniach.
– Autobus będzie produkowany w Lublinie, gdzie mamy przygotowaną infrastrukturę produkcyjną. Pierwsza seria zostanie skierowana do produkcji niezwłocznie po podpisaniu pierwszych zamówień. Intensywnie pracujemy nad pozyskaniem odbiorców. Mam nadzieję, że to kwestia od kilku do kilkunastu miesięcy – mówi Karol Zarajczyk, prezes spółki Ursus.
City Smile Fuel Cell Electric Bus to konstrukcja własna spółki Ursus Bus stworzona w fabryce w Lublinie. Wodór składowany jest w 8 butlach umieszczonych na dachu pojazdu. Ich łączna pojemność to 35 kg. Pojazd spala ok. 7 kg na 100 km. Na jednym tankowaniu autobus może przejechać ok. 450 km.
Pojazdy zasilane paliwem wodorowym to przyszłość w transporcie drogowym. Liczymy na spore zainteresowanie naszym autobusem elektryczno-wodorowym na rynkach zachodnioeuropejskich, na których tego typu środki transportu ze względów ekologicznych są coraz popularniejsze i kosztowo bardziej konkurencyjne w porównaniu z tradycyjnymi pojazdami – mówi prezes Zarajczyk.
Pojazd pomieści minimum 75 pasażerów, z czego 28 na miejscach siedzących. Układ siedzeń może być przebudowany w zależności od zapotrzebowania odbiorcy. Drzwi autobusu rozmieszczone są w układzie 1-2-2, podłoga jest w całości niska.
Polskie władze widzą potencjał w ekologicznych środkach transportu. Spółka spodziewa się wsparcia publicznego dla produkcji takich rozwiązań. Obecnie Ursus w swojej ofercie posiada również dwa elektryczne autobusy – Ursus City Smile oraz Ursus Ekovolt. W zakładach w Lublinie Grupa jest w stanie wyprodukować obecnie ok. 100 autobusów rocznie. Ursus chce kontynuować rozwój w segmencie elektromobilności. Władze spółki chcą, by za 3-4 lata, Ursus produkował kilkaset elektrycznych autobusów i trolejbusów rocznie.
– Ursus szczególnie mocno koncentruje się na ekologicznych środkach transportu. Obecnie prowadzimy kilkanaście projektów w segmencie elektromobilności, które, biorąc pod uwagę strategię rozwoju transportu w Unii Europejskiej oraz wsparcie polskiego rządu dla produkcji takich rozwiązań, gwarantują nam dalszy dynamiczny rozwój. Chcemy być w czołówce europejskiego rynku producentów pojazdów ekologicznych
Na stoisku Ursusa w Hanowerze pokazywany jest też autobus elektryczny z ogniwami wodorowymi – City Smile Fuel Cell Electric Bus. To konstrukcja własna spółki Ursus Bus stworzona w fabryce w Lublinie. Wodór składowany jest w 8 butlach umieszczonych na dachu pojazdu. Ich łączna pojemność to 35 kg. Pojazd zużywa ok. 7 kg na 100 km, a na jednym tankowaniu może przejechać ok. 450 km. Pojazd pomieści minimum 75 pasażerów, z czego 28 na miejscach siedzących.
Goście odwiedzający strefę Ursusa będą też mieli okazję przetestować autobus elektryczny podczas jazdy. Autobus będzie kursował cztery razy dziennie, przez wszystkie dni wystawy. Rozkład jazdy wyświetlany.
Autosan oferuje autobus napędzany gazem
To będzie przełom. Polska z Ukrainą chcą budować własne helikoptery
– To byłaby zupełnie nowa konstrukcja, ale bazująca na potencjale poszczególnych krajów – podkreślił minister obrony narodowej, mówiąc o możliwości produkcji polsko-ukraińskiego śmigłowca dla armii. Antoni Macierewicz dodał, że trwają już rozmowy na ten temat.
– Polska armia potrzebuje śmigłowców. Zwłaszcza zważywszy na to, co się dzieje na wschodzie Polski, co się dzieje na flance wschodniej. Stamtąd dochodzą naprawdę coraz bardziej niepokojące pomruki – tłumaczył na antenie TV Trwam minister Macierewicz.
Szef MON podkreślił też, że trwają rozmowy z producentami ukraińskimi, które mają w perspektywie „usamodzielnienie się”. Jak zaznaczył, nic nie stoi na przeszkodzie, aby „Polska i Ukraina nie miały razem doprowadzić do produkcji środkowoeuropejskiego helikoptera”.
To byłaby zupełnie nowa konstrukcja, ale bazująca na potencjale poszczególnych krajów. Wiadomo, że Ukraińcy mają znakomite silniki, produkowane przez Motor Sicz. My z kolei mamy zdolności tworzenia skorupy kompozytowej itd.
– mówił szef resortu obrony.
Są różne możliwości, które razem zebrane, mogłyby dać naprawdę ciekawy produkt dla Polski i innych krajów Europy Środkowej
– dodał minister Antoni Macierewicz.
Polskie jachty: produkcja sięgnie 17 tys. łodzi…
Kondycja polskiego przemysłu jachtowego jest bardzo dobra, a tegoroczne obroty polskich stoczni jachtowych i ich dostawców przekroczą 1 mld złotych – szacuje prezes Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych „Polskie Jachty” Sebastian Nietupski. W 2015 r. polskie stocznie wyprodukują ok. 17 tys. łodzi.
Jachty z Polski podbijają świat
Polskie stocznie jachtowe budują luksusowe jednostki warte kilkaset tysięcy, a nawet kilka milionów euro.
Kurs na Amerykę
Zdaniem Roberta Antczaka, dyrektora sprzedaży produktów bankowości korporacyjnej Banku Zachodniego WBK, polscy producenci powinni się mocniej zainteresować Ameryką Łacińską i Południową. – Jest tam wiele rejonów szczególnie interesujących z punktu widzenia sportów wodnych, gdzie polskie łodzie mogą być z powodzeniem wykorzystywane do celów turystycznych. Oprócz Bahamów, do których już teraz bardzo dużo eksportujemy, są też przecież Jukatan i riwiera meksykańska, Karaiby, wyspy Galapagos czy Kostaryka lub Kuba – twierdzi Antczak. Atutem polskich stoczni jachtowych są niższe koszty produkcji oraz duże możliwości firm w zakresie technologii, designu oraz jakości wykończenia. Producenci korzystają z najlepszego know-how, tych samych materiałów, którymi dysponują stocznie na południu Europy czy w Skandynawii, mają do dyspozycji projekty światowych firm designerskich. Bardzo często kontrakty realizowane są pod konkretne zamówienia. Przykładem może być 25-metrowy jacht zbudowany trzy lata temu przez Galeon: przy jego wykańczaniu zastosowano hebanowe, lakierowane na wysoki połysk drewno, inkrustowane masą perłową połączoną ze skórami egzotycznych zwierząt. Każda kabina została inaczej zaprojektowana, a wszystkie ozdobne elementy wykonano ręcznie. Wykonanie łodzi zajęło dwa razy więcej czasu niż przy standardowej zabudowie tego typu jednostki. – Realizacja takich kontraktów wymaga ogromnego nakładu pracy, doświadczenia i unikalnych kwalifikacji. Dlatego tego typu produkcja pozwala na stosunkowo wysokie marże, które przekładają się na wartość eksportu – mówi Piotr Dylak, dyrektor ds. finansowania handlu w BZ WBK.
Zlecają nam produkcję
O zaufaniu nabywców jachtów do polskich producentów świadczy nowy, bardzo wyraźny trend. Część dużych zachodnich producentów w ramach cięcia kosztów, zamiast produkować u siebie, zleca budowę jednostek stoczniom w Polsce. Taka sytuacja ma miejsce w przypadku kilku firm skandynawskich, których jednostki są cenione i drogie. Polskie stocznie produkują dla nich łodzie, które te firmy sprzedają pod własnymi markami. Branża stale się unowocześnia. Choć zdecydowana większość firm opiera się na ręcznej robocie, do dużych stoczni coraz szybciej wchodzi automatyzacja. Przyspiesza budowę, obniża koszty, zwiększa efektywność przy zachowaniu wysokiej jakości. Program Rozwoju Eksportu to inicjatywa Banku Zachodniego WBK, realizowana wraz z partnerami merytorycznymi: Google’em, Korporacją Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE), Bisnode, Crido Taxand i KPMG. Celem programu jest wsparcie polskich eksporterów w prowadzeniu biznesu międzynarodowego.
Polskie jachty ruszają na podbój Chińczyków
Firma z Gdańska Sunreef Yacht produkująca jachty otworzyła swoje biuro w największym mieście Chin – Szanghaju.
– Po dziesięciu latach intensywnego rozwoju na świecie, a zwłaszcza w Europie i w obu Amerykach, firma postawiła na dalszą ekspansję, tym razem w kierunku Azji, ze szczególnym naciskiem na Chiny, zważywszy na niesamowity potencjał kraju środka i jego chłonność rynkową na dobra luksusowe. Rynek ten jest jednak wciąż niedojrzały, a jachting jest postrzegany bardziej jako środek pielęgnacji relacji biznesowych i pozyskania statusu wśród inwestorów niż hobby – mówi Ewa Stachurska, dyrektor sprzedaży w Chinach. – Jesteśmy jednak przekonani, iż nadejdzie moment, w którym odwrócą się proporcje tej konfiguracji. Chcemy pracować nad tym, by nowi pasjonaci żeglarstwa znali wówczas doskonale markę Sunreef Yachts. Już teraz możemy zaobserwować rosnące zainteresowanie dla katamaranów i ciekawość związaną z innowacyjnym konceptem jakim jest katamaran-jacht. Od momentu otwarcia biura otrzymujemy regularnie wiele zapytań od potencjalnych klientów, mediów i brokerów. Fizyczna obecność przedstawicielstwa stoczni w Chinach przyniosła natychmiastowy wzrost świadomości marki – zapewnia Ewa Stachurska.
Biuro w Szanghaju nadzorować będzie wszystkie sprawy marketingowo-sprzedażowe w Chinach i Hong Kongu.
Pierwszy polski samochód wyścigowy debiutuje w Birmingham
Arrinera Hussarya GT, czyli pierwszy polski samochód wyścigowy miał swoją premierę na zakończonych właśnie międzynarodowych targach sportów motoryzacyjnych Autosport International 2016 w Birmingham. To już druga wersja supersamochodu, którego produkcja wkrótce ruszy w Gliwicach.
– Wspaniała atmosfera i przyjęcie. Samochód wzbudził wielkie zainteresowanie. Otrzymaliśmy gratulacje od największych firm na świecie. Wszyscy chcą się z nami ścigać – komentuje na gorąco specjalnie dla Onetu Łukasz Tomkiewicz, Prezes Zarządu Arrinera S.A.
Prezentowana na Wyspach wersja GT okrzyknięta została pierwszym polskim samochodem wyścigowym. Inżynierowie odpowiedzialni za ten projekt dopracowali m.in. aerodynamikę. Sercem auta jest potężny silnik V8 o pojemności 6,2 litra, który generuje do 650 KM, przy momencie obrotowym wynoszącym 820 Nm. Moc trafia na tylną oś za pośrednictwem 6-biegowej skrzyni, którą obsługuje się „łopatkami” umieszczonych za kierownicą.
Za rozwój projektu wyścigowej wersji samochodu odpowiada Arrinera Racing, spółka ulokowana w Wielkiej Brytanii. Hussarya GT będzie kosztować co najmniej 139 tys. funtów, czyli ponad 800 tys. złotych.
Modelem „wyjściowym” dla wyścigowej wersji jest Arrinera Hussarya. Auto oparte jest na stalowej ramie, która została stworzona we współpracy ze znanym konstruktorem brytyjskich samochodów sportowych – Lee Noblem. Pierwszą setkę samochód osiąga po zaledwie 3,2 sekundach, a prędkość maksymalna wynosi aż 360 km/h.
Nadwozie Arrinery ma niespełna 4,5 metra długości, 2 metry szerokości i nieco ponad metra wysokości. Poszycie auta będzie wykonane z tworzyw sztucznych i karbonu, przez co waga całej konstrukcji ma nie przekraczać 1300 kg. Za projekt od strony stylistycznej odpowiada Pavlo Burkatskyy.
Montaż pierwszego supersamochodu „made in Poland” ma odbywać się w Gliwicach w zakładach SILS Centre. Produkcja ma wynieść 100 sztuk rocznie. Cena wersji „cywilnej” to ok. 660 tys. złotych.
Przypomnijmy, że prace projektowe nad pierwszym polskim supersamochodem rozpoczęto jeszcze w 2008 roku. Pierwsza jazda próbna prototypem odbyła się trzy lata później, a pierwsze szkice wersji produkcyjnej pojawiły się w lipcu 2012 roku. 1 kwietnia 2014 roku zaprezentowano w wersji 3D finalny design samochodu.
Nowe Syrenki, Warszawa i Poldek… polskie tylko z nazwy?
Jakiś czas temu zrobiło się głośno o nowym projekcie Syreny. Wszystkie portale rozpisywały się o wskrzeszaniu legendy. Jak się okazało są trzy projekty nowych modeli tego kultowego pojazdu. Postanowiłam przyjrzeć się polskiemu rynkowi motoryzacyjnemu. Byłam zaskoczona, bo obecni inżynierowie sięgnęli nie tylko po ten kultowy projekt, lecz także po Poloneza i starą Warszawę. Polacy próbują też swoich sił jeśli chodzi o samochody… sportowe i luksusowe! Czy oznacza to, że niebawem przesiądziemy się do polskich aut?
Specjaliści podchodzą do tematu z ostrożnością. – Obserwując polski rynek motoryzacyjny nie ma zbyt wielu powodów do radości. Warto przyglądać się rodzimym, konstrukcjom takim jak projekt nowej Syreny, Poloneza czy Warszawy, jednak należy pamiętać, że są to konstrukcje zbudowane w oparciu o podzespoły innych, często bardzo popularnych samochodów. Ich oryginalność kończy się w głównej mierze na kształcie karoserii. Są to auta, które powstają z sentymentu do polskiej motoryzacji lat PRL, które niestety nie osiągną popularności nigdzie poza naszym krajem. Będą pewnie produkowane w ilości kilka/kilkanaście sztuk rocznie i nie będą częstym widokiem na naszych drogach – mówi Michał Roge socjolog, specjalista ds. marketingu i social media, bloger piszący o motoryzacji.
Jeszcze ostrzej krytykuje dziennikarz motoryzacyjny Maciej Pertyński, który pisze między innymi dla tygodników „Auto Świat” i „Motor” czy miesięczników „Auto Sukces” i „Auto Moto”. – Hasło „polskie projekty samochodów” kojarzy mi się z przedwojennymi rozwiązaniami proponowanymi przez naszych mniej lub bardziej genialnych konstruktorów. Nie mam takich skojarzeń, gdy czytam o obecnych projektach, jak wznowienie rzekomej legendy Syrenki czy Warszawy, o Arrinerze nie wspominając. Żaden z tych projektów nie jest ani polski, ani w jakikolwiek sposób nie nawiązuje do czegokolwiek poza nazwą. Albo ma – w najlepszym razie – łechtać mile próżność i idiotycznie infantylnie pojmowaną polską dumę – komentuje.
Przyjrzyjmy się zatem projektom, w których sukces wierzą ich twórcy.
Syrenka S201
Firma AMZ z Kutna w 2015 roku zorganizowała oficjalną premierę nowej wersji kultowej Syreny – Syrenkę S201. Prezentacji przyglądała się Iwona Wendel, była wiceminister infrastruktury i rozwoju. Projekt został dofinansowany ze środków programu Innowacyjna Gospodarka. Całkowity koszt przedsięwzięcia to około 7,4 mln zł, a kwota dotacji to około 4,5 mln zł.. Pierwsze prace koncepcyjne ruszyły jeszcze w 2011 roku.
Auto oparto na stalowej ramie przestrzennej i wyposażono w 1,4-litrowy silnik o mocy 90 KM. Twórcy projektu nie wykluczają stworzenia elektrycznej odmiany. Według planów w tym roku z linii produkcyjnej w Kutnie ma wyjechać 100 sztuk. Koszt takiego auta to około 60 tysięcy złotych. Mówi się, że są plany i szanse, na zwiększenie produkcji do 300-500 egzemplarzy w skali 12 miesięcy.
Nowa Syrenka ma czterocylindrowy napęd o pojemności 1,4 l osiąga moc około 90 KM. Dzięki temu auto może osiągnąć maksymalną prędkość 180 kilometrów na godzinę.•You Tube / Łukasz Jędrzejczak
Prawdziwa kultowa Syrena swoja premierę miała w 1955 roku na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Produkowana była w latach 1957 – 1972 przez Fabrykę Samochodów Osobowych w Warszawie, a od 1972 do 1983 roku przez Fabrykę Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej. Z biegiem czasu Syrena stała się „Królową polskich szos”, produkowano ją do 1983 roku.
AK Syrena
Drugim projektem kultowego pojazdu jest AK Syrena, który powstał w firmie założonej przez Arkadiusza Kamińskiego, AK Motor International Corporation. Pierwszą rzeczą, o jaką zadbał właściciel firmy, kiedy zaczął rozważania nad nowym projektem, było zadbanie o pozyskanie praw do użytkowania historycznej nazwy. Jeszcze w 2012 roku podpisał porozumienie z Fabryką Samochodów Osobowych zgodnie, z którym na Żeraniu pozostały prawa do oryginalnej marki FSO Syrena, a AK Motor będzie mogło używać nazwy AK Syrena.
Ten samochód towarzyszył kilku pokoleniom Polaków. Poza tym „królowa polskich szos” należy do elitarnego klubu pojazdów ponadczasowych. W tym kontekście można ją śmiało wymieniać obok Porsche 911, mini morrisa czy volkswagena garbusa – mówi Arkadiusz Kaminski.
Jako pierwsza ma powstać Syrena Meluzyna L (model podstawowy) oraz wersja sportowa, oznaczona symbolem S. Następnie Syrena Meluzyna Kabri (bez dachu) oraz Syrena Meluzyna HS (z napędem hybrydowym). Wersja podstawowa ma kosztować około 35 tysięcy złotych, kabriolet około 50 tysięcy złotych, a wersja sportowa około 240 tysięcy złotych. W tym przypadku można przypuszczać, że niska cena modelu podstawowego mogłaby przyciągnąć chętnych. Jednak trudno uwierzyć w to, że nowa sportowa syrena z Polski miałaby wygrać z Porsche Boxster, które można kupić za podobną kwotę.
Aquila Sport
Trzecim pomysłem na nowy wizerunek legendarnej Syreny jest projekt Aquila Sport. Pracują nad nim Rafał Czubaj, Pavlo Burkatsky oraz Maciej Marcinkowski. Samochód ma mieć 330 koni mechanicznych przy wadze poniżej 1000 kg oraz napęd na tylne koła. Miłośnicy motoryzacji dopatrują się w jej linii osiągów Alfy Romeo 4C. Według szacunków, koszt sportowej Syreny ma wynosić około 250 tysięcy złotych.
– Największym problemem są fundusze. Zaczęliśmy więc od szukania finansowania. Udało nam się spotkać z trzema inwestorami i przekonać ich do sfinansowania naszego projektu. Jednak po miesiącu rozmów i negocjacji podpisaliśmy odpowiednią umowę, która gwarantuje finansowanie budowy prototypu nowego wcielenia Syreny Sport – mówił Rafał Czubaj w rozmowie z portalem olawa.naszemiasto.pl.
Według wstępnej wyceny wyprodukowanie pierwszego auta, będzie kosztowało ponad milion złotych. Twórcy projektu chcą by Aquila Sort produkowana była od początku do końca w Polsce. Konstruktorzy przewidują również limitowaną wersję z turbodoładowanym silnikiem o mocy 450 KM. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem już niebawem w Polsce będzie się produkować kilkadziesiąt egzemplarzy nowoczesnej sportowej wersji Syreny.
New Warsaw – Wratislavia
Kolejnym kultowym samochodem za którego odświeżenie wzięli się projektanci jest Warszawa. New Warsaw – Wratislavia ma przywrócić legendę polskiej motoryzacji. Pomysłodawcą projektu jest Michał Koziołka, który w roku 2012 zrealizował projekt „Syrena na Euro”. Do jego zespołu dołączyli też Michał Puchalski i Adam Mally, studenci Wrocławskiej Architektury, Łukasz Myszyński student Wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych., Dawid Ozga, Jacek Śniadecki, Jacek Bodziony i Zbigniew Żelazny.
To co ma wyróżniać nową Warszawę to ręcznie wykonane nadwozie i luksusowe wnętrze pojazdu oraz szereg nowych rozwiązań technologicznych. Co ciekawe, twórcy projektu przewidują roczną produkcję na poziomie jedynie 4 sztuk! Takie założenie ma nadawać unikatowego charakteru samochodowi, ponieważ nowa Warszawa ma być samochodem luksusowym, dostępnym tylko dla nielicznych. Natomiast pod maską znajdziemy pięciolitrowy silnik V10 o mocy 607 KM. Pytanie, ile będzie kosztować taki samochód, by właścicielowi marki opłacało się produkować jedynie 4 samochody rocznie. Bo trudno chyba uwierzyć w to, że ktoś uruchamia produkcję samochodów tylko z sentymentu.
Pomysłodawcą projektu jest Michał Koziołka, który w 2012 roku zaprojektował projekt „Syrena na Euro”•You Tube / Mama Huana
Projekt wspierają polskie firmy przekazując części do produkcji nowego auta, pieniądze czy zapewniając reklamę. Swoją pomoc zaoferowali między innymi: E-prototypy.pl, 3rStudio, Novol, Lexani, Tenzi, Galeria Indigo, Urban, We’re4detailing, Mindfield project, Intermedio, Petrobaza, Invent, Aerograf Piotr Parczewski, Madpixel.pl.
Pierwsza Warszawa zjechała z taśmy produkcyjnej w 1951 roku w Fabryce Samochodów na warszawskim Żeraniu. Produkowano ją do 1973 roku. Przez ten czas powstało 254 471 egzemplarzy z czego 72 834 trafiło na eksport. Wzorując się na Warszawie stworzono później samochody dostawcze Żuk i Nysa.
Nowy Polonez
Kilka wersji Syreny, nowa Warszawa… czas na Poloneza. Jego projekt stworzył Paweł Zarecki współpracując z Damianem Śliwą oraz Przemysławem Troć. Nowy Polonez po raz pierwszy został zaprezentowany na targach Motor Show w Krakowie, gdzie zaprezentowano model 3D w skali 1:20. Projektem zainteresowało się wiele firm, m.in. wspomniany wcześniej AMZ Kutno. Chęć współpracy przy projekcie zaoferowała także Akademia Sztuk Pięknych.
Ten projekt ma być propozycją dla każdego. Samochód będzie miał dopracowany wygląd, ale jego wnętrze będzie stosunkowo skromne i bez zbędnych gadżetów. Co ważne, to kolejna propozycja, która ma być w pełni realizowana w Polsce. Pod maską będzie miał 4-cylindrowy silnik o pojemności 1,8 litra o mocy 150 KM.
Nowy Polonez ma być propozycją dla każdego. Twórcy zapowiadają, że będzie niedrogi •You Tube / Nowy Polonez 2015
Postępy w pracy nad Nowym Polonezem można śledzić na fanpage’u polonez 2015. Jednym z ostatnim wpisów są życzenia noworoczne, przy okazji których zapowiedziano realizację projektu już w 2016 roku.
Dawny FSO Polonez produkowany był od 1978 roku do 2002 przez Fabrykę Samochodów Osobowych w Warszawie. Był następcą Polskiego Fiata 125p, który był produkowany równolegle aż do 1991 roku.
Arrinera Hussarya
Polscy inżynierowie nie skupiają się jedynie na tworzeniu nowych wersji kultowych aut. Mamy również projekt nowoczesnego samochodu wyścigowego Arrinera Hussarya w klasie GT. Nadwozie oraz elementy aerodynamiczne były opracowywane na Politechnice Warszawskiej pod przewodnictwem prof. Janusza Piechny. Polski projekt zachwycił na targach motoryzacyjnych Autosport International – The Racing Car Show – w Birmingham gdzie odbyła się oficjalna premiera.
– Docelowo chcielibyśmy, by projekt Arrinera składał się z trzech elementów: polskiego samochodu, zespołu polskich inżynierów i projektantów oraz polskiego kierowcy wyścigowego. Samochód i zespół już mamy, teraz rozmawiamy z polskimi kierowcami wyścigowymi, aby jeden z nich poprowadził Arrinerę podczas wybranych wyścigów w 2016 roku – mówił Piotr Gniadek, wiceprezes Arrinera Automotive S.A. Dla portalu niezalezna.pl.
Silnik tego pojazdu to V-ósemka o pojemności 6,2 litra o mocy od 420 KM do 650 KM. Samochód będzie realizowany jedynie na indywidualne zamówienia. Już na przełomie lutego i marca tego roku maja ruszyć pierwsze testy torowe.
– Arrinera to już gotowy wyrób wysokiej jakości. Podobno kilka osób złożyło zamówienie na pierwsze modele. Wydaje mi się, że trudno będzie się jednak Arrinerze przebić na rynku światowym. Czy mając do wydania na samochód kilkaset tysięcy euro i a do wyboru różnego rodzaju Ferrari, Aston Martiny czy Lamborghini ktoś skusiłby się na nikomu nieznaną markę motoryzacyjną z Polski? – dodaje Michał Roge.
Syrma
Jacek Chrzanowski jest głównym projektantem polskiej Syrmy. Jest to supersamochód, który według ekspertów został zestawiony w jednej linii z takimi markami jak Aston Martin czy Giugiaro. Polskim projektem zainteresowali się biznesmeni z Chin i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Autor luksusowego projektu Syrmy jest absolwentem łódzkiego ASP i Europejskiego Instytutu Desingu w Turynie. Doświadczenie zdobywał u boku najlepszych, projektował między innymi dla Janusza Kaniewskiego, który jest stylistą Ferrari. Auto zaprojektowane jest na trzy osoby, kierowca siedzi na środku, a pasażerowie lekko z tyłu.
Syrma przez ekspertów została wymieniona obok takich marek jak Aston Martin czy Giugiaro•You Tube / Eleven Design Team
Syrma wyposażona jest w hybrydowy napęd i silnik 4.0 V6 twin turbo umieszczony centralnie o mocy 900 KM. Specjalne projektory umiejscowione w reflektorach skanują nierówności na drodze i wyświetlają czerwona linię, która wskazuje miejsce, w którym auto zatrzyma się podczas hamowania.
Całe zamieszanie wokół nowych samochodów wydaje się być przesadzone. – Problem w tym, że w tych polskich projektach jest mało polskości. Każdy z tych projektów oparty jest na podzespołach produkowanych przez wielkie – i zupełnie niepolskie – koncerny, a oryginalność tych prototypów polega wyłącznie na opakowaniu cudzych konstrukcji, w jakąś dziwaczną karoserię – mówi Maciej Pertyński
Zapytany przeze mnie, co gdyby jednak się udało, gdyby te projekty weszły do produkcji – może Polacy kupowaliby? Pertyński odpowiada z przekonaniem – Nie. Bo żaden z projektów „polskich samochodów XXI w.” nie jest produktem, dla którego producent (montażysta? kompilator?) jest w stanie przejść cały proces (żmudny i kosztowny, ale konieczny) homologacji innej niż dla pojazdów jednostkowych, małoseryjnych. Oznacza to, że żaden z tych samochodów nie będzie spełniać nawet progowych wymogów bezpieczeństwa zderzeniowego. A każdy z nich ma kosztować jakieś bajońskie sumy. Nie wiem, po co w ogóle prowadzi się takie programy – chyba dla prestiżu lub dobrej podkładki kredytowej – dodaje na koniec Pertyński.
napisz do autora: marta.wujek@innpoland.pl
W Azotach rusza produkcja grafenu
numer 1535 – 29.09.2016 → Gospodarka
Grafen będzie produkowany w Polsce. Dzięki niedużym nakładom inwestycyjnym, nieprzekraczającym 6 mln zł, zamierza go wytwarzać Grupa Azoty. – To wielka szansa dla Polski – podkreśla Mariusz Bober, prezes zarządu Grupy Azoty. W ten sposób prace polskich naukowców, zaliczanych do awangardy badaczy pracujących nad metodami pozyskiwania tego materiału, nie pójdą na marne.
Grafen jest niewątpliwie cudem technologii i niezwykłą szansą dla Polski na przewodzenie w wyścigu zbrojeń oraz innowacyjnych rozwiązaniach w przyszłości. Era grafenu dopiero się rozpoczyna – mówi prezes Bober i zapowiada uruchomienie produkcji grafenu i tlenku grafenu metodą chemiczną. W wyniku tego skomplikowanego procesu ma powstawać grafen płatkowany o wymiarach kilkunastu mikrometrów, składający się z kilku warstw. Zakłada się produkcję wielkolaboratoryjną w skali 1 kg na tydzień, a także sprzedaż komercyjną jako „fine chemicals” (wysokowartościowe i zaawansowane technologicznie specjalistyczne półprodukty). Przewidywane nakłady inwestycyjne to niemal 6 mln zł.
Produkcja ma się znajdować w Chemicznym Centrum Technologii i Rozwoju w Tarnowie. Spółka dysponuje technologią opracowaną przez ITME i Politechnikę Łódzką. Grupa Azoty ma zamiar ogłosić przetarg na dostawę i uruchomienie instalacji lub skorzystać z własnych rozwiązań. Ogłoszenie przetargu przewiduje się na październik, budowę i uruchomienie instalacji – na początek 2017 r.
Grafen to płaska struktura złożona z atomów węgla połączonych w sześciokąty.
Grafen będzie produkowany przez Grupę Azoty. Instalacja ma ruszyć w 2017 roku
Produkcja grafenu płytkowego w tarnowskim zakładzie Grupy Azoty ma ruszyć w drugiej połowie 2017 roku. Jeszcze w tym roku ma zostać rozstrzygnięty konkurs na zakup technologii wytwarzania i budowę linii do produkcji tego materiału. Na budowę i uruchomienie instalacji spółka chce przeznaczyć 6 mln zł.
Według informacji portalu wGospodarce.pl udziałem w konkursie zainteresowały się cztery podmioty, które w ostatnich latach prowadziły prace nad technologia produkcji grafenu. Głównym kryterium wyboru mają być parametry chemiczno-fizyczne otrzymywanego grafenu, a na drugim miejscu ma być koszt produkcji.
Grupa Azoty chce w Chemicznym Centrum Technologii i Rozwoju w Tarnowie produkować ok. kilograma grafenu płatkowego tygodniowo. W większości tak uzyskany grafen ma być przeznaczony do opracowania technologii nowych tworzyw sztucznych, które znalazłyby zastosowanie w bardzo różnych branżach – od produkcji tekstyliów po przemysł zbrojeniowy.
Już w 2015 roku Grupa Azoty podpisała list intencyjny z Zakładami Mechanicznymi Tarnów, w którym zadeklarowano prowadzenie analiz w zakresie zastosowania grafenu płatkowego w elektronicznych komponentach wyrobów tej spółki, która należy do Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Grafen znakomicie przewodzi elektryczność i ciepło. Jest ponad dwustukrotnie wytrzymalszy od stali, chociaż składa się tylko z jednej warstwy atomów węgla. Grafen dodany do poliamidu sprawia, że tworzywo to staje się bardziej trwałe, elastyczne, może lepiej przewodzić prąd, nie traci koloru.
oprac. Jacek Bereźnicki
Grafen z Bielska-Białej zrewolucjonizuje rynek? Rusza przemysłowa produkcja grafenu
Grafen produkowany w laboratoriach bielskiej Akademii Techniczno-Humanistycznej ma szasnę znaleźć zastosowanie w przemyśle budowlanym. Na początek w styropianie i materiałach izolacyjnych fot. łukasz klimaniec
Przemysłowa produkcja grafenu płatkowego, materiału sto razy wytrzymalszego od stali, zostanie uruchomiona na Wydziale Inżynierii Materiałów, Budownictwa i Środowiska Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. To sukces Instytutu Inżynierii Tekstyliów i Materiałów Polimerowych ATH. Jego projekt otrzymał 3,5 mln zł dofinansowania w konkursie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
W ATH podkreślają, że pieniądze umożliwią najpierw badania i produkcję grafenu na skalę przemysłową, a następnie wprowadzenie go do styropianu, który będzie produkowany przez bielską firmę Sempre Farby. Produkcja ta będzie pierwszym i największym w Polsce wdrożeniem technologii grafe-nowych, a ATH w krótkim czasie może stać się wiodącym producentem grafenu.
– Na początku będziemy rozwijali technologię produkcji grafenu, by można było produkować go w większych ilościach i dostarczyć wykonawcy do produkcji styropianu o zwiększonej izolacyjności – wyjaśnia dr hab. inż. Ryszard Fryczkowski z Wydziału Inżynierii Materiałów, Budownictwa i Środowiska ATH.
Docelowo ma powstać styropian o znacznie lepszych właściwościach, który pozwoli skuteczniej ocieplić budynek, a tym samym zaoszczędzić więcej energii.
– Pieniądze, które spożytkujemy, pozwolą na stworzenie nowego produktu, który jest rynkowo bardzo atrakcyjny – przyznaje Fryczkowski.