Baju, Baju, czyli skąd wiadomo, że zbiór podań teogonicznych Słowian nazywano Bają?

Baju, Baju, skąd wiadomo, że podania teogoniczne Słowian nazywano Bają?

812623Baju baju będziesz w Raju! – znacie to powiedzenie? Być może wielu młodych ludzi już go nie zna. My w Małopolsce, którzy mamy dzisiaj koło sześćdziesiątki (nie mówię o jeszcze starszych), a w latach czterdziestych do sześćdziesiątych XX wieku byliśmy małymi dziećmi, pamiętamy je bardzo dobrze. Tymi słowami każda mama kończyła, w czasach gdy nie istniała jeszcze telewizja, czytanie dzieciom bajek do poduszki.

Teogonia, kosmogonia i antropogonia Słowian to BAJA nie dlatego, że ktokolwiek ot tak, za pstryknięciem palców, to hasło sobie wymyślił. Nie dlatego też iżby to z samej Baji Słowian – Księgi Tura, Księgi Ruty, Księgi Tanów i Księgi Wiedy, tak wynikało. Ani dlatego, że ważność i mityczność archetypów w bajkach została dowiedziona przez etnografów i antropologów kultury, jak świat długi i szeroki.

Już w XIX wieku etnografowie polscy wpadli na to, że porzekadła, przysłowia ludowe, dziecięce rymowanki i zabawy – np. w Piekło-Niebo, czy tzw. „czary” (np z zaklęciem „Abrakadabra”) to nic innego jak przechowane najstarsze ślady zaklęć, czarów, wiedzy głębokiej, przyrodzonej i obrzędowych czynności z czasów pogańskich.

Nie będę tutaj pisał o odkrytych już przeze mnie i przedstawionych w słowiańskich opowieściach (Księdze Ruty, Tomirysie i Czaropanach, czy w Nowych przygodach Baltazara Gąbki i jego Kompanii),  tak wyjątkowo przewrotnych i dwuznacznych zaklęciach, jak właśnie Abrakadabra – „Obróć ku Dobru!” (Abarot ku Dobru, Obróć ku Debrze – Pani Dobrej, Pani Niebios Dabie-Dawanie, Pani Niebieskiej) lub na odwrót: „Obróć k Obrom”, „Obróć kadź Obrót”, czyli Obróć ku Obrom, lub Obróć na Odwrót. Słowo „Obr” miało znaczenie pejoratywne. Oznaczało olbrzymiego, głupawego demona. U Nordów i Anglosasów zamieniło się w Ogr. Lecz słowo Obr, obry, Ogr, ogromny – znaczące po prostu „olbrzym” oraz „olbrzymi”, uzyskało ten aspekt pejoratywny u plemion sąsiadujących przez miedzę z Obodrytami (u Sasów, Duńczyków, Anglów, Norwegów, Szwedów i potem Niemców, a także Lachów Polskich , Lachów Łużycko-Serbskich, Lachów-Śląskich i Wędów-Pomorzan). Podobnie słowo „Lach” stało się w ustach polskich Harnasiów-Goroli obraźliwe dla Polaków z nizin, a dzisiaj jest obraźliwe w ustach Ukraińców – będących po dużej części potomkami tychże  Ludzi Gór: Hariów – Harów – Harnasiów – Harwatów Białych, czyli Wielkich.

Thomas Cole – Museum of Fine Arts (Boston) 47.1188. Title: Expulsion from the Garden of Eden. Date: 1828. Materials: oil on canvas. Dimensions: 101 x 138.4 cm. Nr.: 47.1188. Source: http://www.mfa.org/collections/object/expulsion-from-the-garden-of-eden-33060. I have changed the light and contrast of the original photo.

Thomas Cole – Museum of Fine Arts (Boston) 47.1188. Title: Expulsion from the Garden of Eden. Date: 1828. Materials: oil on canvas. Dimensions: 101 x 138.4 cm. Nr.: 47.1188. Source: http://www.mfa.org/collections/object/expulsion-from-the-garden-of-eden-33060.

O tych zjawiskach i ich mechanizmach ładnie napisała Dorota Majerczyk na Portalu Rabczańskim – http://www.smkl-rabka.pl/dziedzictwo5.htm , nie będę jej słów powtarzał, dodam tylko, że mam tutaj na myśli folkloryzm dla dzieci a nie folkloryzm dzieci. Czyli to tylko, co jest tworzone przez dorosłych dla dzieci, z myślą o utrwaleniu tego i przyswojeniu przez nie w celu wyciągnięcia nauki, lub po prostu zachowania w pamięci pokoleń. Przetrwały też baje przeznaczone dla młodych panien i chłopaków pełne wątków erotycznych i miłosnych perypetii (odkrywania siebie samego, siebie nawzajem, zdobywania wtajemniczenia, obrzędów przejścia) mówiące o tych sprawach nie wprost, lecz bajecznym językiem poetyckim – gawędziarskim, gędźbiarskim. Przetrwały również śpiewki drwiące z braku wiedzy o pracach rolnych i kalendarzu, lub przekazujące ową wiedzę tajemną jak choćby „Siała Baba mak nie wiedziała jak…”. Bo maku nie da się wysiać byle jak! Trzeba wiedzieć nie tylko to, że nie może być wysiany za gęsto ani za rzadko, ale i to, że musi być uprawiany na najlepszej glebie i wsiewany w ziemię już „ogrzaną” a nie w „zimną”. Nie można też maku siać w towarzystwie określonych innych roślin, ani po określonych roślinach rosnących na danym polu. To wszystko było wiadome pradziadom naszym i zawarte w rymowankach, śpiewkach, zabawach dla dzieci. Tak przekazywano wiedzę przez 10.000 lat – bez żadnych zapisów.

thomas_cole_the_garden_of_eden_amon_carter_museum1

 

Baju, baju – będziesz w Raju, czyli co?

Wprost dokładnie to co mamy przed oczami, lub co brzmi nam w uszach. W wolnym tłumaczeniu: Jeśli będziesz żył według Baji, w zgodzie z przyrodzonymi prawami przedstawianymi przez Baję, to trafisz do Raju.

Raj-Wyraj, Weń – to stare pogańskie nazwy nordyckiej Walhali – Wali/Weli = Wielkiej, Białej Ziemi – Białowodzia. Białowodzia, nie tyle od wody, co od wodzów, wiodących. Chociaż po części ten źródłosłów jest identyczny także dla wody, gdyż i ona wiedzie swymi wodami do celu, do morza, do końca, do umorzenia, do śmierci – jako ta ostatnia droga przez Styks przez Skon do Nawi (na Północ, Za Siódme Morze). Tak, woda i wódz – wiedzący, wiodący – mają to samo źródło logiczne i ten sam niemal zapis. Zatem Białowodzie to Ziemia Białych Wodzów/Wiedunów – legendarnych plemion Ziem Północny, Wielkiego Lądu-Hali Bogów:  Hariów – Ariów, Ludu Haratu (Wharatu, Bharatu).  

Jak ważnym słowem było miano „baja” świadczy nie tylko to, że tak nazywano wśród Prapolaków najszlachetniejszą, aksamitną materię, najdroższą ze wszystkich, na jaką było stać tylko najzamożniejszych. Kupowano ją by wkomponować sobie w strój, choćby kawałeczek. Jest to materia o przepięknej granatowo-ciemnoniebiesko-błękitnej maści i o delikatności puchu. Ta ziemska „baja” była zmaterializowaną postacią Baji Niebieskiej – Materii Wszego Świata wyplatanej przez Bogów Przeznaczenia w Niebie, wręcz materii tworzącej Niebo – Gwieździste, Sklepienie Niebieskie. 

Świadczy o tym także, jako kolejna poszlaka, to w jaki sposób kler chrześcijański zdeprecjonował to słowo, nadając mu cechy kłamstwa, fantazjowania, opowiadania głupot, opowieści zdatnych tylko dla dziatek, które to baje plotą bajarze, bajczarze i bajczarki, babki i dziadkowie.

A jednak mimo, iż chrześcijaństwo tak spostponowało Baję nadal panicznie bało się tychże bajań i bajnych opowieści. Wszak to za bajanie i bajczenie, za opowiadanie „niestworzonych historii” palono ludzi na stosach i oskarżano o czary: o zamawianie i sprowadzanie chorób, związane często z zielarstwem, o rzucanie uroków i odbieranie krowom mleka. Mimo ciągłego opluwania Baji z ambon wierzono święcie, w te czary o jakich one opowiadały: w loty na miotle, w wehikuły ogniste, w zabijanie „krzywym spojrzeniem”, lub magią luster. Posunięto się do tego, że nawet w nauce XIX wiecznej uczyniono terminem poważniejszym niż Baja i bajka, pojęcie baśni, czyli całkowicie zmyślonej opowieści do śnienia – baśniuszki, która miała być i szlachetniejsza i mądrzejsza, i trudniejsza, i niosąca głębokie przesłania oraz nauki. Było dokładnie odwrotnie i kler dobrze to wiedział.

Nie karano ogniem i stosem ani torturami za opowiadanie baśni i pisanie baśni, lecz właśnie za „Bajczenie”, za „plecenie Baj” (o Raju?), za „Bajdurzenie dziwów”. Dziwy, dewa – święty, bóg – „awansowało” w chrześcijaństwie znów tak jak Baja, do rangi epitetu: „dziwak”, „dziwka”.  Dawana – Pani Niebieska, Dobra Pani, Dawczyni Dnia, czyli Dzisiaj Będąca, Dzisiejsza, Dziejąca/Działająca została „ochrzczona” Dziwą.       

Baju, baju będziesz w Raju – zaczęło w końcu oznaczać – zmyślasz, kłamiesz, opowiadasz bajki. Tylko dlaczego z tego powodu „będziesz w Raju”? To kompletnie przecież nielogiczne – za kłamstwo klęczało się na grochu, a ksiądz nie dawał rozgrzeszenia.

Jak zwykle potwierdzenie, że to prawda otrzymamy tam gdzie Wieda Ariów zachowała się do dzisiaj – w Indiach u tamtejszych guru-górytów braminów-bramanów i kszatriów-koszatyrsów.

Tutaj w nawiązaniu do Baji, na wsparcie prawdziwości tego najświętszego wywodu  zwrócimy się więc ku Indiom, które przechowały mnóstwo aryjskich wierzeń i obrzędów a także obyczajów, a przede wszystkim pojęć mitologicznych, bajnych.

Czy znacie słowo BAJADERA? A wiecie skąd się ono bierze? Powinno brzmieć po polsku baja-dara, bo w takim brzmieniu oddaje dokładnie sens czynności wykonywanej przez kapłanki-niewolnice Bogów – Obdarzające Darem Baji.

Bajadera to hinduska Boska Tancerka. A propos  słowa Tancerka i słowa Tan – Księga Tanów – przekonacie się po przeczytaniu poniższego tekstu, że i ona, Księga TANnów, a inaczej także Księga Dani, czyli żertw i obrzędów, nie bierze swojego tytułu znikąd. Wszak u Litwinów mitologia nazywana jest Dajna, Dajna- czyli Dawana, Dziewa i Dawna. A u Łotyszów mitologia nosi miano Dzisma – Dająca i Mająca Dzisiaj – Dzień; Dawana – Dewa (Dziś-Ma, Matka Dzisiaj, Pani Dnia, Pani Niebieska).

Bajadär,_Nordisk_familjebok

Bajadawa- Bajadara – Boską Bają Darząca – Darząca Opowieścią Zapisu i Baji – Materii Światła Świata

Dewadasi (w sanskrycie boska niewolnica, port. bailadeira, ang. bayadera – tancerka, z fr. bayadère – bajadera) – tancerka kultowa w Indiach wykonująca klasyczne tańce indyjskie. Zazwyczaj mieszkała blisko świątyni, była oficjalnie uznawana za boską małżonkę i otaczana dużym szacunkiem. Rozpoczynała naukę tańca w bardzo młodym wieku, około szóstego roku życia.

Pierwotnie bajadery praktykowały celibat (nie pozwalano na związki z kapłanami i pielgrzymami) i inne praktyki jogiczne, jednak z czasem (z powodu wpływów spoza ortodoksyjnego hinduizmu) zaczęły przy świątyniach hinduistycznych praktykować też prostytucję sakralną, tradycyjnie również tańczyły taniec bharatanatjam, który sam w sobie nie wiąże się z prostytucją sakralną.

Obecnie istnieje też klasa Devdasi praktykująca pierwotne tradycje ascezy jogicznej, mająca na celu przywrócenie rangi klasie Devdasi.

[Poniżej przykład zboczonych praktyk wprowadzonych za sprawą kapłanów jogi i tantryzmu, czyli pasożytniczej kasty Pośredników oraz przykład zboczonego katolickiego opisu kładącego nacisk na tabu – czyli seks – zamiast na istotę obrzędową działania Bajader praktykujących Baratajne Tany – Brackie, Bramiczne, Oborotne, Bosko-Braterskie Tany Taj]

Erotyczne rzeźby w świątyni Surji w Konarak wskazują na kult religijny, jaki miał miejsce w świątyni. Setki bajader pełniących służbę przy świątyni mieszkało w budynkach obok świątyń. Prostytutki podczas oddawania się kapłanom spełniały akt seksualny z namiestnikami boskimi, delektowały się więc boskością; gdy oddawały się pielgrzymom, przekazywały im boskie rozkosze. Ponieważ miłość zmysłowa zgodnie z hinduizmem ma wartość uświęcającą, to i „służące rozkoszy seksualnej”, czyli prostytutki, powinny mieć wysoką rangę społeczną. Ranga bajader była jednak niska, gdyż „kochały” one dla pieniędzy, a poza tym uważano ich „miłość” za sztuczną, udawaną wobec klienta, podczas gdy same jej nie przeżywały.

System dewadasi został zdelegalizowany w 1988 roku pod zarzutem wspierania prostytucji (jeszcze w 1990 roku blisko 50% dewadasi w jednym z rejonów były prostytutkami), ale nie zanikł i nielegalnie nadal istniał.

800px-Bharatanatyam_dancer

Tak Daje się (Dawa się) Baje Tanem – opowiada się gestem i ruchem – Świętym Dawskim-Dewiańskim Tanem – Tanem Niebieskim/Niebiańskim. Każdy gest i pozycja Baja-Dary w BramaTanieTajnym/BaraTajnymTanie (Bhara-Tana-Tjam) to inne słowo, symbol pełen opowieści, osobna opowieść. Tajn – utajony i Tjam-T’ma – Ćma to nie tylko tajemnica skryta za zasłoną, zaciemniona (zat’ma) ale też Tma – thma – dech – duch – dusza – Boski Oddech Orzywiający, nadający Żywot – Życie. Tak tańczono w TańDziawurze (Mieście Boskiego – Dewskiego Dawańskiego Tanu), tak tańczono w Świątyni Tan Jawur (Tanu Jawii). 10 palców to mnówstwo znaków, do tego wyrazy twarzy, obroty, pozycje – Baja w całym bogactwie. Czy ktoś ją w ogóle jeszcze, nawet w Indiach, dzisiaj rozumie?

Bharatanatjam ( dewanagari भरतनाट्यम् trl. bharatnātyam , tamil பரதநாட்டியம் , ang. Bharatanatyam ) – antyczny styl klasycznego tańca hinduskiego, istniejący od około 3000 lat, początkowo tańczony przez kapłanki-tancerki dewadasi w świątyni w Tanjavur i Malabar i zwany „sadir” lub „dasi attam” ( trl. dāsī āţţam ) charakterystyczny element bhakti. Pochodzi z Indii południowych i utożsamiany jest z kulturą Tamilów.

Dewadasi brały udział w codziennych rytuałach świątynnych i w świętach hinduistycznych, w czasie których ich taniec był postrzegany jako forma daru składanego bóstwu. Z czasami zaczęły także tańczyć na królewskich dworach. Między XVIII i XIX w. styl ten przyjął formy podobne do tych, w jakich jest wykonywany do dziś. Po okresie kryzysu, który nastąpił w latach 20. i 30. XX w. został zreformowany i przyjął w 1930 nazwę „Bharatanatjam”, opierającą się na trzech sylabach w słowie „Bharata” – bhawa (uczucie), raga (melodia) i tala (muzyka) (rytm).

[ To objaśnienie miana Bharatanatjam skrócone w powyższym akapicie do członu Bharata jest niemalże komiczne, ale nie ma się z czego śmiać, bo to objaw głębokiej niewiedzy piszącego ten wywód]

Taniec ten obecnie jest wykonywany przez jednego tancerza, najczęściej przez kobietę, lub przez całą grupę. Towarzyszy mu muzyka i śpiew komentujący taniec. Charakteryzuje się dynamiką wykonania, statycznymi pozami i emocjonalnym zaangażowaniem wykonawcy: nritta (rytmiczne ruchy) i nritya (ruchy ekspresyjne).

800px-Brihadeshwara_back_right

Tańdźawur (tamil. தஞ்சாவூர் , transkrypcja Tandźawur ) – miasto w stanie Tamilnadu w południowych Indiach, znana z pochodzącej z XI wieku Świątyni Brihadiśwary, która jest dziełem drawidyjskiego państwa Ćola.

W 1987 świątynia Brihadiśwary została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Pierwotny wpis został rozszerzony w 2004. Obecnie wpis obejmuje również dwie inne świątynie Ćola:

  • Świątynię Bryhadiśwary w Gangaikonda Cholapuram
  • Świątynię Ajrawateśwary w Darasuram

812649

Myślę, że teraz każdy kto jest człowiekiem pozytywnie myślącym znalazł nie tylko dowody na to, że pojęcia Tan, Tancerka a przede wszystkim Baja – to miana święte, a to ostatnie oznacza: Świętą Księgę Podań o Bogach, Bogatyrach (Bohaterach) i Poczęciu Świetlistego Świata oraz Wszych Boskich Istot w Owym Świetle Świata.

812600

Baju, Baju będziesz w Raju!

 

Z zupełnie innej beczki pochodzą argumenty historyczne.

Zawodowym historykom powszechnie wiadomo, że do końca czasów I Rzeczpospolitej dawną, starożytną i średniowieczna historię Lechii i Polski określano mianem Dzieje Bajeczne, Dzieje Lechickie, Polska Lechicka, Dzieje Lechii. „Bajeczne” – a nie jakieś inne, baśniowe, czy też przeddziejowe, przedhistoryczne – BAJECZNE lub Lechickie. Używano też na określenie Polski Przedhistorycznej określeń Polska Bajeczna lub Wielka Lechia, Lechia Bajeczna.

Także dzisiaj w pracach literackich, popularno-naukowych i ściśle historycznych używa się tych samych terminów:

153122-352x500

„Przedhistoryczne dzieje narodu polskiego, podobnie jak i wielu innych narodów europejskich o wielowiekowej historii, giną w mrokach przeszłości i dlatego zapewne – jako tajemnicze i pełne „romantycznego” uroku – zawsze przyciągały uwagę i rozbudzały wyobraźnię, choć oczywiście w niejednakowym stopniu; w pewnych okresach bardziej, w innych mniej, co zresztą miało swoje uzasadnienie w danym kontekście kulturowym, a nawet niekiedy politycznym”

 

źródło opisu: „Wstęp”

Literatura a dzieje bajeczne

Julian Maślanka

Wydawnictwo: Wydawnictwo Naukowe PWN

289670-352x500
Polaków dzieje bajeczne
Waldemar Łysiak

Wydawnictwo: Nobilis

Fascynująca nowa książka Waldemara Łysiaka, ukazująca przedchrześcijańskie (przedMieszkowe) dzieje Polski według najnowszych badań, które za sprawą „rewolucji dendrochronologicznej” obaliły całą dotychczasową wiedzę na ten temat i wywołały gwałtowne spory uczonych o pierwocinach państwa polskiego.

 

źródło opisu: www.nobilis.info.pl

źródło okładki: www.nobilis.info.pl

fragment recenzji:

Autor usilnie chce nadać pradziejom państwa polskiego rysy historyczne w pełnym znaczeniu tego słowa, mimo praktycznego braku źródeł. Z domysłów wysuwa to, co mogą potwierdzić nie tylko Gall Anonim, uznający, że nie warto pisać o bałwochwalcach, ale także kronikarze np. niemieccy. Rozumiem ten zamysł, jednak nie rozumiem w takim razie bajeczności w tytule książki. Całość jest ciekawa, choć, jeśli o mnie chodzi, nazbyt przesycona reprodukcjami wizerunków władców (w niektórych momentach książki są to nawet kilkustronicowe wkładki, przydatne osobom, które szukają takich grafik, do których dostęp jest pewnie ograniczony, ale przeszkadzające zwykłym czytelnikom). Nie jestem fanką książek historycznych, a za takie należałoby uznać kompendium Łysiaka o władcach przedchrześcijańskich, nie znam też jeszcze innych książek autora, stąd więc może nieprzystawanie moich oczekiwań do lektury.

Są jednak na koniec książki dwa rozdziały, które spełniają moje oczekiwania. Pierwszy z nich dotyczy dziejów swastyki jako słowiańskiego (i nie tylko) symbolu szczęścia, obecnego w wierzeniach pogańskich, a także wykorzystywanego przez pierwszych chrześcijan. Łysiak postuluje, by odebrać monopol na swastykę nazistom i przestać się jej bać, ponieważ w samym jej znaczeniu nie ma nic strasznego. Jako przykład paraliżującego lęku przed swastyką po II wojnie światowej, czyli po jej demonizacji, podaje pominięcie hasła „swastyka” w trzynastotomowej Wielkiej Encyklopedii PWN z lat 1962-1970. Kolejny rozdział, który pozytywnie zwrócił moją uwagę, to dzieje zapomnienia Bolesława Mieszkowica, pierwszego syna Mieszka II. Łysiak porzuca swoją wcześniejszą niechęć do podawania informacji niespełniających walorów historycznych i mówi o Bolesławie z pełnym przekonaniem o jego istnieniu, podając także pewne dowody o znaczeniu naukowym (np. datę śmierci jakiegoś Bolesława, prawdopodobnie rzeczonego, w kronikach). Powodem, dla którego został zapomniany, a za pierwszego syna Mieszka II uważa się Kazimierza Odnowiciela, miała być rzekoma skłonność Bolesława do bożków słowiańskich lub to, że nie pochodził z prawego łoża.

Oto co pisze na swoim blogu Wandaluzja.com na ten temat Juliusz Prawdzic Tell:

00. W S T Ę P

Książka opiera się na mej Funkcjonalnej Chronologii Architektury Niemieckiej i Architekturze Polskiej wg Polskiej Historiografii Przedjezuickiej, zwanej Dziejami Bajecznymi. Wstępem do sprawy było znalezienie w fundamentach katedry wrocławskiej przez Wojciecha Koćkę, Jerzego Hawrota i Elżbietę Ostrowską świątyni rzymskiej, jedynej na północ od Dunaju – co ja odniosłem do legendarnej królowej Polski Julii Lubranowej, córki Juliusza Cezara, ale ta świątynia okazała się znacznie starsze.

W Dziejach Bajecznych wiele rzeczy wygląda na snobistyczne szalbierstwo, jako wyrabianie sobie starożytnego rodowodu, ale ponieważ historii polskiej architektury bez tych Bajek wyjaśnić się nie da, więc jesteśmy skazani na nie. Przez 10 wieków były one niecenzuralne – bo jak to wygląda żeby Polacy palili Rzym? – ale w książce INCYDENTU NIE BYŁO (Gdańsk 2001) wytłumaczyłem, że Imperium Rzymskie zostało zniszczone nie przez Wandalów a łykaczy złota.

Skoro usprawiedliwiliśmy się już, że musieliśmy iść do Rzymu i spalić go, bo tam było centrum łykaczyzmu złota, które zagrażało prawu sarmackiemu, to nie musimy się już wstydzić naszej historiografii przedjezuickiej i królowej Julii, która – decydując się na takie małżeństwo – musiała uznać prawo sarmackie z babskim monopolem złota.

Są opinie, że w r. 1989 historia została zastąpiona politologią – co jest zgodne z grecką maksymą, że człowiek jest zwierzęciem politycznym. To że historia jest zawsze polityczna wiedziano dawno, ale dopiero w r. 1989 kapitał historyczny ukazał swą siłę, zagrażając nawet Imperium Kłamstwa – co starał się zredukować Michaił Gorbaczow polityką głasnosti, która jednak prowadziła do nikond, gdyż kapitał bez religii i ideologii obejść się nie może a podstawą tychże jest historia, przekwalifikowana na politologię.

Moja metoda naukowa polega również na beletryzacji, z arsenału kryminalistyki. Beletryzacji zagadki kryminalnej może być kilka, ale dobra strzela i podaje nowe fakty sprawdzalne przez sprzężenie zwrotne. Nasza historiografia przedjezuicka była przez wieki niszczona i tępiona – co przejawia się np. lżeniem od wandali za zniszczenie Rzymu – a skutkiem tego jest to, że nasza wiedza o religii słowiańskiej mieści się na jednaj stronie. Dzięki metodzie politologicznej udało się jednak wyjaśnić dziesiątki nierozwiązywalnych dotychczas problemów.

Moja metoda jest dyskursywna a pretekstem są artykuły popularnonaukowe, które staram się konfrontować z faktami uzyskanymi również beletryzacyjnie, gdy Grają. Najważniejsze jest jednak politologiczne przekwalifikowanie historii, co odbiera źródłom historycznym rangę pisma świętego, umożliwiając ich krytykę politologiczną, często jako gadzinówek.

W końcu lat sześćdziesiątych ukazała się książka Historia starożytna ziem polskich Kazimierza Godłowskiego i Janusza K. Kozłowskiego. Miała ona kilka wydań i kilkanaście reprintów jako podręcznik dla studentów. Jest to formalnie dzieło politologiczne krakowskiej szkoły archeologicznej, będące repliką mej interpretacji politologicznej prehistorycznej czy Bajecznej Polski, co daje Czytelnikowi możność skonfrontowania mych wyników z nauką urzędową, która – w tym wypadku – została oskarżona w Poznaniu o agenturalność i antypolonizm.

Zakres czasowy Wandaluzji jest ogromny, ale Archeologię Geologiczną proszę traktować jako ciekawostkę, gdyż nie jest to systematyka tylko dane przeczące teorii Darwina, której nie należy potępiać całkowicie. O mej metodzie może świadczyć artykuł Wybudowanie Kielc przez Płakosza a prospektywny jest referat na konferencję w sprawie megalitów kaszubskich: „Etnogeneza Słowian według Kostrzewskiego i polskiej historiografii przedjezuickiej”.

Mądralom, którzy twierdzą, że to co Bajeczne należy odrzucić, gdyż liczy się tylko to co Naukowe, pragnę zwrócić uwagę za wieloma naukowymi autorytetami, że nauka i światopogląd naukowy to rodzaj wierzenia w bajki. Są to bajki materialistyczne uprawiane przez ateistów-materialistów.
 A za profesorem Samsonowiczem powtórzę, że na etnos narodowy każdego narodu składają się w równym stopniu Baje, czyli mitologie w które naród wierzy, jak i dzieje historyczne, czyli fakty udokumentowane.
Jedne i drugie, jeżeli tylko chcemy w nie wierzyć tworzą etnos narodu.
Polakom odebrano Dzieje Bajeczne wraz z Rozbiorami  i uczyniono z nich kolonialnych niewolników, po to by przestali się odwoływać w sposób świadomy i budować swoją świadomość osobistą na zbiorowej legendzie i świadomości lechickiej – świadomości Wielkości Mitycznej/Bajecznej Ojczyzny Polaków – Prapolski, czyli: Wielkiej Harii/Arii, Wielkiej Sarmacji, Wielkiej Scytii, Wielkiej Wenedii, Wielkiej Lechii, wreszcie ich niekwestionowanej w XVIII wieku spadkobierczyni  – Wielkiej Pierwszej Rzeczpospolitej Sz-Lacheckiej.  
Czy któremukolwiek Brytyjczykowi przychodzi do głowy odżegnywać się od  Legendy o Królu Arturze, Rycerzach Okrągłego Stołu i o Świętym Gralu oraz od legend o pochodzeniu angielskiej rodziny królewskiej od Albigensów (Chrystusa i Marii II – Magdaleny)? Niemcom nie przychodzi ani na ułamek sekundy do głowy odżegnywać się od historii Wikingów, Wandali i Gotów, które to historie zostały przez nich bezczelnie ukradzione Słowianom, ale nie wywołują u nich nawet drgnienia powieki, powszechnie akceptowane jako święta niemiecka prawda,  jako opowieści Prawdziwe z Dziejów Bajecznej Germania Magna.
Słuchajcie pilnie moi drodzy wykładu profesora Samsonowicza, który nie długo tutaj przytoczymy na tym blogu, jest to jego wykład na Nowe Tysiąclecie – na Naszą Polską Przyszłość, której fundamentem jest starożytna Przeszłość – są Bajeczne Dzieje Wielkiej Lechii i Sarmacji.
Jesteśmy tym w co wierzymy, że Jesteśmy! Świadomość zawsze jest nad Materią!
Podziel się!