Kazimierz M. Borkowski – Wieda a współczesna nauka

Kazimierz M. Borkowski – Wieda a współczesna nauka

k,NzEwOTY2MTQsNDc4MTUwNTk=,f,sss_Nl_mediumWieda to nie tylko Wedy. Dzisiaj jesteśmy dalej niż 20 lat temu, a jednak…

To jest tekst z roku 1995 – stareńki, ale czy ktoś jeszcze pamięta te rozważania na temat nauki i przykłady jej typowych ograniczeń? Rzeczy ważne giną przytłoczone bieżącymi bzdurami i fascynacjami złudą. Czy ktoś pamięta Jana Narę? Dlaczego tak jest. Dlaczego przez tysiąclecia nie spisywano Wed?

CB

http://www.macierz.org.pl/artykuly/nauka/sanskryt_wiedza_wedyjska_a_wspolczesna_nauka.html

SANSKRYT, Wiedza Wedyjska a Współczesna Nauka

Artykuł tworzą trzy krótkie rozprawy autora o relacjach pomiędzy nauką i wiedzą wedyjską, o znaczeniu sanskrytu i pochodzących z niego języków oraz słowniczek pozwalający zapoznać trochę pojęć indyjskich. Bardzo polecam przed podróżą do Indii. Przydatne wszystkim zainteresowanym Orientem.

Kazimierz M. Borkowski

Nauka a Wiedza Wedyjska

[Poniższy tekst był wydany w postaci broszurki oraz opublikowany, z pewnymi skrótami i poprawkami redakcyjnymi, w Nieznanym Świecie Nr 11/1995.]

Niebywałe w dziejach ludzkości osiągnięcia i przemożny wpływ na życie ludzi całego świata obdarzyły naukę ogromnym zaufaniem i respektem wszystkich środowisk. Równolegle z tymi procesami postępu nauki i techniki rośnie jakby skłonność do przeciwstawiania nauki religiom. Wynika to zarówno z tego, że niektórzy przedstawiciele świata nauki ferują opinie o jedynie słusznej naukowej drodze poznawania otaczającej rzeczywistości, jak i z upadku autorytetu kościołów, których reprezentanci zwalczając siebie nawzajem również roszczą sobie prawa do nieomylności i jedynie słusznej drogi. Oczywiście nie dotyczy to całych środowisk. W stosunku do uczonych o wspomnianych skrajnych postawach, możemy śmiało stwierdzić, że ich wpółczesna nauka zaczęła już pełnić rolę religii.

W tej sytuacji nie jest trudno o bałamucenie opinii publicznej. Cóż ma bowiem począć przeciętny „zjadacz chleba”, który nie ma skłonności ani możliwości głębszego zapoznania się z nauką czy religiami. Musi on oczywiście polegać na opiniach tych, którzy wiedzą więcej. Problem stanowi jednak to, że tych „wszystkowiedzących” jest bez liku i przeczą oni sobie nawzajem. Jak zwykle w życiu, racja leży po obu stronach. Dużo możnaby na ten temat mówić, ale tutaj chciałbym podzilić się tylko kilkoma refleksjami z punktu widzenia reprezentanta nauk ścisłych, który przyjrzał się rzetelnie także drugiej stronie.

Problemy współczesnej nauki 

Ogólnie mówiąc rozwój nauki zdaje się nie mieć końca. Obecnie mamy taką sytuację, że — obok starych nie rozwiązanych jeszcze problemów — niemal każde nowe odkrycie powoduje pojawienie się szeregu nowych zagadek. Otwieramy jedne drzwi i napotykamy na kilka innych zamkniętych!

Radioastronomowie obserwują kwazary odległe o miliardy lat świetlnych widząc je takimi, jakimi były przed miliardami lat. Jak wszechświat wygląda teraz? Niewiele dalej widać już tylko tło tzw.  promieniowania reliktowego (3 K) i jest to kraniec obserwowalnego wszechświata. Tło to, a pokrywa ono równomiernie całe niebo, wychodzi w istocie z jednego punktu (w którym zawarty jest cały wszechświat!) — obserwuje się w tym wypadku promieniowanie samego Wielkiego Wybuchu, który zapoczątkował ekspansję naszego wszechświata. Istnieją dość szczegółowe teorie wyjaśniające przebieg Wielkiego Wybuchu i późniejszą ewolucję wszechświata. Ale im dalej posuwamy się w przeszłość, tym więcej napotykamy problemów. Sprawa wydaje się całkowicie beznadziejna w bezpośrednim sąsiedztwie początku, wobec braku możliwości badania materii w tak ekstremalnych warunkach, jakie musiały panować u zarania Wielkiego Wybuchu.

Nierozwiązanych zagadek jest jednak więcej. Nie wiemy np. jak długo jeszcze będzie się rozszerzał nasz wszechświat i czy w ogóle kiedyś nastąpi kolaps, tj. ponowne zapadnięcie się całego wszechświata w jeden punkt. Nie znamy zbyt dobrze nawet prędkości ekspansji wszechświata: od wielu lat utrzymują się rozbieżności w granicach czynnika 2, ale istnieją też wcale nie tak odosobnione opinie, że ekspansji w ogóle nie ma, a obserwowane poczerwienienie linii widmowych (główny argument na korzyść ekspansji) nie jest spowodowane efektem Dopplera. Nie wiemy czym są obserwowane na co dzień kwazary, skąd mają tak olbrzymie ilości energii.

Spójrzmy na drugą skrajność — fizykę mikroświata. Trwa ciągły postęp w poznawaniu materii — od cząsteczek i atomów poprzez protony, neutrony, kwarki, elektrony i dziesiątki innych egzotycznych cząstek, tzw.  elementarnych. Wiele lat liczy sobie już pogoń za sformułowaniem Wielkich Teorii Unifikacji, które w jednolity sposób opisałyby trzy siły wzajemnego oddziaływania składników materii (elektromagnetyczne i jądrowe silne oraz słabe). Czy owe Wielkie Teorie w ogóle doczekają się kiedyś szczęśliwego finału? Jak dalece ujednolici to opis mikroświata? Prawie pewne wydaje się jednak, że ogólnej teorii względności, czwartego oddziaływania (grawitacji), nie da się pogodzić z teoriami kwantowymi.

Nie trzeba wszakże sięgać do sytuacji skrajnych i najnowszych aby napotkać słabe punkty nauki. W powszechnym odczuciu wszystko już wiadomo o promieniowaniu elektromagnetycznym (reprezentującym materię w formie promienistej), o powstawaniu i rozchodzeniu się światła i fal radiowych. Istnieją świetne, uznane i powszechnie stosowane teorie opisujące różne aspekty z tym związane. W istocie teorie te opisują zjawiska elektromagnetyczne fragmentarycznie, jednostronnie i oczywiście nie do końca. Mamy np. teorię spójności (koherencji), którą stosuje się do opisu własności samego promieniowania i jego źródeł, która w samym zalążku korzysta z zasadniczo nieodpowiedniego aparatu matematycznego, w wyniku czego otrzymane na jej podstawie widmo (spektrum) promieniowania w rzeczywistości nie jest widmem w zwykłym rozumieniu. Skądinąd wiemy, że promieniowanie elektromagnetyczne składa się z fotonów. Wiadomo też, że dwa różne fotony nie są ze sobą skorelowane, tzn. interferometr, w którym następuje kombinacja fotonów, nie powinien dawać interferencji. Skoro jednak się ją obserwuje, to należy wnioskować, że ten sam foton wpada do dwóch różnych teleskopów (w przypadku interferometru radiowego — teleskopów odległych nawet o kilka tysięcy kilometrów!).

 

Gdzie nauka nie może… 

Fundamentalnym niedostatkiem nauki jest prawie całkowita ignorancja ducha, wiedzy duchowej. Wynika to z paradygmatu pozwalającego akceptować tylko zjawiska powtarzalne i mierzalne zmysłami bądź przyrządami. Paradygmat ten czyni naukę wielce wiarogodną, przekonującą. Z drugiej strony pozbawia ją całej ogromnej dziedziny spraw duchowych. Weźmy na przykład tak trywialne zjawiska jak myśli czy uczucia. Nauka nie ma dokładnie nic o nich do powiedzenia. A przecież wszyscy wiedzą, że istnieją i mają ogromny wpływ na życie.

Parapsychologia przypisująca sobie cechy naukowości powszechnie nie jest akceptowana przez świat nauki, gdyż jej okresowe sukcesy po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach nie dają się powtórzyć. Ale gwoli uczciwości: czy oficjalna nauka rzeczywiście spełnia wymogi wspomnianego paradygmatu? Oczywiście nie, ponieważ w przyrodzie wszystko się zmienia i to głównie dzięki skończonej dokładności (niedokładności) pomiarów mamy wrażenie pełnej powtarzalności. Z kilku powodów można stwierdzić, że nigdy nie będzie perfekcyjnych (idealnych) przyrządów!

Zapytajmy wprost, czy nauka jest w stanie dostarczyć nam odpowiedzi na żywotne pytania typu: czym jest życie, kim jesteśmy, skąd przyszliśmy, dokąd zmierzamy? Nie ulega wątpliwości że nie, gdyż po prostu jej zakres nie sięga tak daleko — jest ograniczony do dziedziny materii przejawionej (i równoważnej jej energii).

Dla Czytelników „NŚ” zagadkowe wydać się może to, że większość naukowców a priori (z założenia) odrzuca możliwość postrzegania przyszłości, istnienia telepatii, teleportacji, kreacji materii i dziesiątków innych zjawisk „paranormalnych” dobrze znanych w innych kręgach. Wobec powszechności wspomnianych zjawisk pojawia się pytanie: skąd u naukowców bierze się takie zaślepienie. Jak sądzę, jest to rodzaj autosugestii, głębokie przekonanie, wiara — wynikające z wieloletniego utwierdzania się.

Proszę sobie wyobrazić, że ortodoksyjny naukowiec spróbuje uwierzyć w jedno choćby z owych paranormalnych zjawisk. Natychmiast wali się całe jego pojmowanie świata i nauka pozostaje tylko jedną, wcale nie najważniejszą, stroną medalu. Przykładowo, jeśli zjawisko kreacji materii albo teleportacji okazuje się realne, to zaraz rodzi się wątpliwość w rzeczywistość całego świata przejawionego. Naturalnie, wielu ludzi zwyczajnie wie, że świat materialny jest tylko ułudą. W istocie, według nauk wedyjskich, jest on rzeczywisty i nierzeczywisty zarazem, jest stworzony, przejściowy. Jakże jednak druzgocące jest takie odkrycie dla ateisty, dla materialisty! Normalnie umysł jego po prostu nie zaakceptuje tej możliwości. Podejrzewam, że trzeba tu zaiste jakiegoś aktu łaski, aby normalny człowiek zdołał wyrwać się z tego obłędu wpojonej wiary w naukę.

Wiedza wedyjska nauce

Niechaj Czytelnik nie odniesie wrażenia, że potępiam naukę jako taką. Jestem od tego daleki, ale chcę tutaj uwypuklić jej ograniczenia, o których naukowcy często zapominają. Marzy mi się też przyszła nauka korzystająca również z wiedzy duchowej. Wygląda to na utopię; wydaje się jednak, że istnieją obszary wspólne nauce i wiedzy duchowej, filozofii wieczystej, wiedzy wedyjskiej. Wymienię tutaj kilka przykładów — głównie z wed — które mogą zainteresować, a może i zainspirować, naukowców.

Z ogólnych zagadnień warto pamiętać, że już przed tysiącleciami mędrcy, asceci i święci Wschodu nauczali, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że Wszechświat jest cykliczny (być może chodzi tu o znaną kosmologom możliwość pulsującego Wszechświata), że zmiany odbywają się z zachowaniem całkowitej energii, że jest wielowymiarowy (wiele ze zjawisk mikroświata nie da się opisać bez wprowadzenia kilku wymiarów ponad trzy kartezjańskie), że czas nie jest wielkością fizyczną typu wymiaru (w innych światach ma inny charakter).

Nauka analizuje przyrodę rozkładając ją na cząstki elementarne, cząsteczki i różne ich stany skupienia. Duchowe podejście do opisu świata przejawionego jest zgoła odmienne. Według wed świat materialny zbudowany jest z pięciu elementów albo żywiołów posiadających kolejno pięć, cztery, itd. aż do jednej z pięciu cech albo charakterystyk odpowiadających pięciu zmysłom: woń, smak, kształt, dotyk i dźwięk. Jest więc ziemia mająca wszystkie cechy, woda (bez zapachu), ogień (bez zapachu i smaku), wiatr albo powietrze (tyko dotyk i głos) i eter, niebo albo akaśa (stan najsubtelniejszy, pierwotny, reprezentujący dźwięk; „na początku było Słowo” — symbolem stworzenia jest mantra OM). Kolejne żywioły są coraz płynniejsze i rozleglejsze, bardziej przenikliwe (ziemia jest nieruchoma, woda — płynna, ogień — ruch w górę, powietrze rozchodzi się na wsze strony, akaśa jest wszechobecna). To owe charakterystyki czynią rzeczy ciężkimi. Najsubtelniejszy stan materii-energii, budulec do wszelkich innych postaci materii, żywiołów, czeka jeszcze na odkrycie przez fizyków. Z niego to, z akaśy, powstają składniki materii (ciała grube oraz subtelne, takie jak myśli i uczucia) w wyniku oddziaływania nań prany albo siły życiowej, która — podobnie jak akaśa — jest wszechobecna.

Z historii awatara Ramy dowiadujemy się, że prawdopodobnie znacznie więcej niż 10 tysięcy lat temu Rawana posiadał samolot, napowietrzny rydwan „Puszpakę”, w którym uprowadził brankę Sitę z subkontynentu Indii na Lankę (Cejlon). Niezmiernie ciekawą sprawą jest napęd owego samolotu. Mógł on latać dzięki mantrom! O tym, że nie musi to być czysta fantazja świadczą niektóre współczesne praktyki mantryczne, a nawet badania naukowe (w szczególności nad znaną mantrą Gajatri). O wiele bardziej fantastycznie brzmi jednak inny przekaz o tym, jak wielki mędrzec Wiśwamitra dzięki opanowaniu wiedzy zawartej w wedach stworzył alternatywny wszechświat, włącznie z całym panteonem bogów! Wszechświat ten wprawdzie nie przetrwał (ponieważ jego kreacja odbyła się wbrew woli Boga), ale sam fakt istnienia takiej możliwości dobitnie uzmysławia potęgę kryjącą się w naukach duchowych. Jeśli jest to prawda, to wcale nie wydaje się przesadzone stwierdzenie Sathya Sai Baby (współczesnego nam awatara), że obecna nauka ma się tak do wiedzy wedyjskiej jak światło robaczka świętojańskiego do blasku Słońca!

Mówi się, że Atharwa Weda, jedna z czterech wed, zawiera wiele tajemnic technologicznych i praw naukowych, które zostały bezpośrednio wykorzystane przez Zachód. W wedzie tej wspomina się m.in. o powietrznych pojazdach, o grawitacji i istnieniu atomów z ich własnościami wybuchowymi. A trzeba wspomnieć, że wedy są najstarszymi w ogóle przekazami wiedzy (nie chodzi tu o nie tak znów dawno spisane teksty określane mianen wed, bo wed w rzeczywistości nie da się zawrzeć w słowie pisanym, lecz o przekazy ustne — w sukcesji uczniów), z których wywodzą się wszystkie późniejsze pisma święte, szczególnie te hinduskie.

U podstaw nauk duchowych

Wszystko wskazuje zatem na to, że człowiek nie jest w stanie pojąć rozumem, logiką, wiedzą świecką już tylko samej materialnej strony Stworzenia. Aby więc nie popełniać tragicznej pomyłki — skazującej być może całe życie jednostki na marne — trzeba zawierzyć Mistrzom, Nauczycielom, Mędrcom, którzy doświadczyli Rzeczywistości. Od nich to dowiadujemy się, że Bóg stworzył wszystko dla sportu, rozrywki, że świat przejawiony można traktować jako myśl albo sen Boga. Stworzył świat na podobieństwo teatru, na którego scenie całe stworzenie odgrywa swoje role zgodnie z przez Niego zadanymi regułami.

Oto w telegraficznym skrócie sedno nauk wedyjskich: Prawdziwy, niezmienny jest tylko Bóg, którym w istocie — ale nie wiedząc o tym — jest sam człowiek. Boga w człowieku należy identyfikować z Ja, Jaźnią, Duszą, Atmą — tym, co pozostaje po odrzuceniu wszystkiego czym nie jesteśmy (nie jesteśmy ani ciałem, ani umysłem). Sam Bóg, stworzyciel wszystkiego, nie ma żadnych cech czy charakterystyk typowych dla żywiołów. Jest więc subtelniejszy od najsubtelniejszego, jest przenikliwszy od akaśy, jest immanentny (wrodzony) we wszystkim. Mówi się o Bogu, że jest bezforemny, co ma oznaczać, że ma On nieskończenie wiele form i każdą może przejawiać. 

Motorem napędowym wszystkich zmian w świecie jest Miłość, która ma wiele obliczy i znamy ją w życiu codziennym pod takimi postaciami jak miłość czy fizyczne siły przyrody. Człowiek w stworzeniu zajmuje najwyższą pozycję, a jest ona skutkiem zasług (karmy) wypracowanych we wcześniejszych stadiach ewolucji. Różni go od zwierząt zdolność odróżniania dobra od zła i dociekania ostatecznej Prawdy. Celem wszystkiego stworzenia jest powrót do Źródła, ponowne zjednoczenie się z Bogiem. Tylko istoty urodzone na Ziemi jako ludzie mają możliwość dotarcia do Źródła i jest to szansa zasłużona. Niewykorzystanie jej powoduje zwykle kolejne narodziny. Główną przeszkodą w osiągnięciu celu jest przywiązanie do rzeczy tego świata wynikające z ignorancji, traktowania rzeczywistego-nierzeczywistego (świata przejawionego, przyjemności i uciech doczesnych) jako prawdziwe (maja).

To maja sprawia, że dla każdej jednostki, dźiwi, osoby wszechświat jest ni mniej ni więcej tylko wytworem jej własnego umysłu. Stwierdzenie to może wydać się skrajnie przewrotne: nie do przyjęcia jest aby istnienie tego potwornego przestworu wszechświata zależało od tego, czy go postrzegamy czy nie. W rzeczy samej sam wszechświat jest czymś wyjątkowym i nie znika, ale jawi się każdemu zgodnie z jego punktem widzenia. Mówi się że Jednego Brahmana postrzegamy jako rozmaitość Kosmosu analogicznie jak o zmroku zamiast liny dostrzegamy węża na drodze.

Wszystkie religie i każda z osobna są dobre w swoich podstawowych założeniach (chociaż z czasem praktyki niekiedy zostały mocno wypaczone). Jedną z wielu dróg (podobno w naszych czasach najłatwiejszą) osiągnięcia celu jest szczere oddanie, miłość do Boga wielbionego w całkiem dowolnej postaci (nawet bezpostaciowego, jak np. Allah), w tym także (albo przede wszystkim) Boga zamieszkującego w naszych sercach. Wiedzieć też warto, że religia ze swoimi obrządkami jest tylko etapem w duchowym rozwoju człowieka i że później staje się balastem. Podstawowym celem każdego, wszakże, jest samorealizacja, powrót do Źródła. Każdy człowiek jest na innym etapie w drodze do tego celu i wszyscy skazani są na ostateczne jego osiągnięcie. Bóg, oprócz twardych reguł gry, oferuje także Łaskę, jednak zależy ona całkowicie od Jego „widzimisię”.

Awatar wszechczasów

Aby pomóc ludziom w osiągnięciu wspomnianego celu, w każdym wieku pojawiają się mędrcy i ludzie oświeceni. W skrajnych przypadkach, kiedy zło zatacza zbyt szerokie kręgi, sam Bóg przychodzi w ludzkiej postaci, by zaprowadzić porządek. Jest to awatar i różni się on od innych wysoko rozwiniętych ludzi tym, że nie wypracowuje w ogóle swoich mocy duchowych, ale rodzi się z nimi. Ponadto ma on trzy cechy, których nikt inny nie posiada: wszechmoc, wszechobecność i wszechwiedza.

Ostatnie trzy boskie inkarnacje znane są jako wspomniany już Rama, oraz Sai Baba i Kriszna (ok. 5 000 lat temu). Ani Budda, ani Jezus nie byli takimi awatarami. Bóg w ludzkiej postaci ma jednak pewne ograniczenia, które sam sobie narzucił i nie pozwala sobie na ich przekraczanie. Rama i Kriszna przybyli, by zniszczyć określone niegodziwe jednostki, natomiast Sai Baba zamierza przywrócić ścieżkę prawości bezkrwawo, gdyż obecnie zło panoszy się powszechnie i należałoby wytępić zbyt wiele jednostek (być może wszystkie!). Jest już sporo oznak, że ten awatar znacznie przewyższy poprzednich pod wielu względami. Drogi awatarów są jednak nieprzewidywalne.

Ponieważ środkowa z potrójnej inkarnacji obecnego awatara żyje już od 1926 r., wiemy o niej bardzo dużo. Można zatem sprawdzić „na żywo” czy posiada owe charakterystyczne cechy awatarów. Świadectw jest aż zanadto. Wszechwiedzę demonstruje on w swoich dyskursach, publikacjach i w czasie rozmów. Ludzie ze wszystkich rejonów świata i środowisk odbywający indywidualne z nim rozmowy niezmiennie stwierdzają, że zna ich na wylot łącznie z wszelkimi szczegółami z całego ich życia, nawet tymi najintymniejszymi — tak, jakby był obecny zawsze i wszędzie. Bywają przypadki, że ludzie znają swoje poprzednie wcielenia, o których on także wie (sam stwierdza, że zna wszystkie byłe i przyszłe wcielenia każdego). Wszechobecność wyraża się też pojawianiem się jednocześnie w wielu miejscach we własnym bądź przybranym ciele albo w widzeniach i snach. Przejawy wszechmocy to: kreacja materii i użytecznych przedmiotów, uzdrawianie, ożywianie zmarłych, wstrzymywanie burz, tłumienie pożarów i tysiące innych tzw. cudów. Przy tym wszystkim jest to postać bardzo pewna siebie acz skromna i nie lubiąca fanfar, a w stosunku do ludzi i zwierząt — ucieleśnienie miłości. Stosunkowo duży odsetek wielbicieli Sai Baby to ludzie wykształceni: naukowcy, lekarze, przemysłowcy a także przywódcy duchowi.

Jak Sai Baba wyraża się o nauce? Traktuje ją jako coś naturalnego i potrzebnego na równi z naukami duchowymi. Krytycznie ocenia on jednak zarozumiałość naukowców. Ci, którzy przyszli do niego ze szczerymi zamiarami zbadania jego nadzwyczajnych mocy, zostali sowicie nagrodzeni. Nie wątpię, że niewielu naukowców poważnie potraktuje stwierdzenie Baby z 1979 r., że tak precyzyjnie znana w świecie nauki stała prędkości światła jest zaniżona aż o ok. 1 %, czyli wiele rzędów ponad dokładność wyznaczenia tej wielkości. Czy jednak nie warto się temu przyjrzeć?

Niespełna rok temu w piśmie aśramu Prasanthi Nilayam „Sanathana Sarathi” napisano, że podstawowa forma całego stworzenia ma kształt sferyczny i sferoidy te poruszają się po orbitach eliptycznych. Nie kłóci się to z naszą widzą. Powiedziano jednak też, że najmniejszy niepodzielny sferoid rozmiarami ma się tak do protonu, jak proton ma się do Ziemi i jak Ziemia ma się do tzw. Brahma Loki — niebiańskiej „planety” obejmującej cały wszechświat. Dzisiejsza nauka wie, że obserwowany wszechświat jest o około 19 rzędów wielkości (1019, czyli jedynka z 19 zerami) większy od Ziemi, a Ziemia o 21 rzędów większa od protonu. Jakże nieosiągalnie daleka zdaje się droga fizyków do tej najmniejszej cząstki!

Wobec obecnego światowego kryzysu moralnego i spowodowanej nim obecności awatara, nasuwa się nieuniknienie wniosek, że żyjemy w czasach nadzwyczaj interesujących, o których ludzkość będzie zapewne wspominać przez wiele następnych tysiącleci. Kiedy świat nauki i techniki, obecnie jeszcze upojony duchem władzy nad materią, zacznie uświadamiać sobie potęgę Ducha, będzie to zapewne początkiem największej rewolucji w historii ludzkości. Symptomem tego co nas jeszcze czeka mogą być wyniki badań regresji hipnotycznych w okres przedurodzeniowy wskazujące, że duży odsetek (około 70 %) osób narodzonych w drugiej połowie naszego wieku, dziejowymi przemianami uzasadnia wybór czasu swoich narodzin. Sai Baba powiedział kiedyś, że o wiele ważniejsze niż chodzenie człowieka po Księżycu jest to, że Bóg chodzi dziś po Ziemi. Podobno dzisiaj nam ludziom nawet bogowie zazdroszczą przywileju współżycia z awatarem. Ale czy my to doceniamy…?

Można powiedzieć, że cóż z tego że On jest tu z nami, skoro nie widać tego w świecie na co dzień. Nie można jednak wykluczyć możliwości, że już obecnie byłoby znacznie gorzej, gdyby nie Jego wpływ. Ale, naturalnie, tego nie da się sprawdzić. Wszyscy prawie wiemy o tragicznych proroctwach na koniec naszego stulecia, które powoli powinny już się materializować. Być może były one prawdziwe, ale nie uwzględniały obecności Bhagawana Sai i osobiście jestem przekonany, że się w ogóle nie sprawdzą. Przed około 25 latami Swami powiedział, że jego wpływ na skalę światową zacznie być dostrzegalny już w latach 80-tych, a do ok. 2020 r. całkowicie zakończy swoją misję. Na krótko przed „polską” rewolucją z 1989 r. Baba zapewnił Niemców, że pracuje nad rozwiązaniem problemu NRD, gdzie jego wielbiciele musieli działać nielegalnie. W ostanim numerze World Goodwill Newsletter (No 3/1994), a jest to kwartalnik nie mający nic (poza dobrą wolą) wspólnego z Sai Babą, napisano znamienne i budujące słowa: „Cudem obecnych czasów jest to, że po raz pierwszy, i na skalę światową, zaczynamy rozpoznawać te wartości i sposoby działań, które niszczą życie. Nawet w najmniejszej społeczności znajdują się tacy, którzy odrzucają materialistyczne i samolubne cele, wybierając w to miejsce współpracę w praktycznych inicjatywach, która wyraża ich szczere zainteresowanie powodzeniem innych, jak również ich poczucie jedności i współzależności życia.”

„Podstawowa różnica pomiędzy nauką i duchowością jest następująca: Nauka odnosi się do badania zewnętrznego wszechświata zjawiskowego. Duchowość zajmuje się wykorzystywaniem wewnętrznego funkcjonowania Boskości. Naukowiec to ten, który posiada widzenie zewnętrzne. Ktoś, kto ma widzenie wewnętrzne jest świętym.

Oto przykład różnicy pomiędzy prawdą naukową a prawdą duchową. (W tym miejscu Bhagawan Baba narysował okrąg i powiedział:) To, co kończy się tam, gdzie się zaczęło, określane jest jako purnam (pełnia albo całość). Purnam adah purnam idam, purnath purnam udaćjathe. Purnam adaja purnamewa awasiszjathe (Tamto jest pełnią, to jest pełnią, pełnia pochodzi z pełni. Gdy pełne zabrać z pełni, pełnia pozostaje pełna). Pełny okrąg reprezentuje duchowość, gdyż w nim początek i koniec są tym samym. Duchowość nie zna rozróżnienia między początkiem i końcem. Termin adhjatma znaczy ,,to, co nie ma ani początku, ani końca”.

Aby zrozumieć czym jest nauka, przetnij okrąg na dwie połowy. Lewa połowa jest półokręgiem przypominającym literę ,,C”. Tutaj ,,C” jest nauką, która zaczyna się w jednym punkcie i kończy w innym. Między tymi dwoma punktami jest olbrzymia luka, która zwie się agamjagoćaram (niedostępny obszar). Jest ona nieosiągalna, niedostrzegalna i niepojmowalna.”

—  Sathya Sai Baba, „Gems of Wisdom”, 255–256

File translated from TEX by TTH, version 3.12 on 12 Aug 2002.

 


http://www.macierz.org.pl/artykuly/nauka/sanskryt_wiedza_wedyjska_a_wspolczesna_nauka.html

Znaczenie Sanskrytu

K. M. Borkowski

Bhagawan Sathya Sai Baba mówi, że przyszedł, aby ożywić Wedy. Wedy spisano w sanskrycie. Prawie wszystkie dyskursy Baby zawierają liczne cytaty i słowa w tym języku. Wielokrotnie też podkreślał On wielkie znaczenie sanskrytu. Możemy zatem domyślać się, że już niedługo sanskryt stanie się bardzo ważnym językiem na całym świecie. Niewątpliwie warto więc przybliżyć nieco ten bodajże najstarszy język ludzkości wielbicielom Sai. Na tym polu jestem, niestety, zaledwie początkującym amatorem, dlatego to co przedstawię należy przyjmować ze znaczną dozą rezerwy (i wyrozumiałości wobec potknięć). Najpierw podam ciekawsze informacje ogólne o językach Indii, które pojawiły na początku 2000 r. w SatGuru – internetowej grupie dyskusyjnej wielbicieli Sathya Sai, a potem parę praktycznych zdań o spolszczaniu sanskrytu.

Konstytucja Indii wyróżnia 18 języków urzędowych tego kraju, w tym sanskryt (angielski ma oficjalny status języka stowarzyszonego). W istocie jednak prawie każdy z tych 18 języków ma wiele dialektów, często bardzo się różniących, a ponadto jest wiele regionalnych, nieoficjalnych języków – razem jest ich ponad 2001.

W południowych Indiach, tam gdzie urodził się Swami, większość ludzi posługuje się jednym z grupy czy ,,rodziny” spokrewnionych języków znanych jako grupa drawidyjska. Języki te, chociaż różne, mają tyle ze sobą wspólnego, że podobno ktoś znający jeden z nich łatwo może opanować inny. Na przykład, śp. Kasturi, ongiś ,,nadworny” tłumacz Swamiego mówił, że został przez Babę zachęcony do biegłego opanowania wszystkich tych języków! Istnieją cztery główne języki drawidyjskie odpowiadające czterem stanom południowych Indii. Telugu, ojczysty język Sai, jest urzędowym językiem w Andhra Pradeś – stanie, w którym leży Puttaparthi, miejsce urodzenia i głównego aśramu Baby. Słynne nabożne pieśni Tjagaradźa pisał jakieś 200 lat temu w tym języku. Od zachodu z Andhra Pradeś graniczy Karnataka, gdzie ludzie mówią w języku kannada. Jest to główny język Bangalore i pobliskiego Whitefield z aśramem Brindawan. Dalej na południe, przy wschodnim wybrzeżu, leży wielki stan z językiem tamilskim, Tamil Nadu, którego stolicą jest Chennai (Madras), oraz – na zachodnim skraju półwyspu – stan słynnego Adi Śankary, Kerala, w którym głównym językiem jest malajalam.

Drawidyjska rodzina języków jest bardzo stara, a badacze sądzą, że jeszcze kilka tysięcy lat temu zasięg ich obejmował większość obszaru całych współczesnych Indii i Pakistanu. Prawdopodobnie starożytna cywilizacja doliny Indusa posługiwała się jakąś odmianą języka z grupy drawidyjskiej. Być może takiego języka używali także Rama i Kriszna. Od wielu wieków jednak na obszarach północnych i centralnych Indii używa się języków z całkiem innej rodziny, nazywanych niekiedy indoaryjskimi. Mówi się, że przyszły do Indii znacznie ponad 3000 lat temu z północnego zachodu, jednak znawcy przedmiotu nie są zgodni co do tego pochodzenia ani dat. Najstarszy znany nam z tych indoaryjskich języków to sanskryt, a jego najwcześniejsza forma to ta, w której spisano cztery Wedy.

Sanskryt to święty język Indii i hinduizmu, język Upaniszad, Bhagawad Gity i wielu innych świętych pism oraz ogromnej literatury – dlatego jest on tak ważny. Język ten nie należy do łatwych do nauczenia ze względu na złożoną i rygorystyczną gramatykę (podobno istnieje blisko 4000 reguł gramatycznych, w tym m.in. jest osiem przypadków i obok liczby pojedynczej oraz mnogiej jest liczba podwójna2). Mimo, że niektórzy nazywają go językiem martwym (z zastrzeżeniem zastosowań religijnych), użyczył on współczesnym językom indyjskim tysięcy słów, szczególnie w obszarach religii, kultury i nauczania.

Do żywych języków współczesnych grupy indoaryjskiej należą: hindi (używany w okolicach Delhi i w północnych oraz centralnych Indiach, a także gdzie indziej, wyjąwszy południe), bengali (Kalkuta i Bangladesz) oraz spora liczba języków regionalnych mocno ugruntowanych w lokalnej tradycji (gudźarati, pańdźabi, marathi i in.). Nawet urdu, główny język indyjskich muzułmanów i oficjalny język Pakistanu, należy do języków indoaryjskich. Jest dość podobny do hindi, ale z silnym wpływem arabskiego i perskiego. Śirdi Baba posługiwał się językami urdu i hindi. Te języki generalnie są prostsze i łatwiejsze do nauki niż sanskryt.

Dość intrygującym faktem związanym z językami indoaryjskimi jest ich pokrewieństwo z językami europejskimi. Około 200 lat temu lingwiści, ku swemu ogromnemu zaskoczeniu zaczęli dostrzegać powiązania sanskrytu z łaciną i greką. Zaczęto zestawiać listy słów w sanskrycie i ich odpowiedników w językach europejskich. Wkrótce badacze zdali sobie sprawę, że jest to więcej niż tylko przypadkowa zbieżność. Gdy odkryto więcej podobieństw także w gramatyce (np. końcówki czasowników), uznano, że języki indoaryjskie są jedną z gałęzi większej rodziny (nazywanej czasem indoeuropejską) zasięgiem obejmującej obszar od wybrzeża Atlantyku do Zatoki Bengalskiej.

Jeffrey Armstrong, znawca Wed i sanskrytu oraz wielbiciel Sai Baby, niedawno mówił tak (The Ramala Centre Newsletter z marca 2000 r.): Odkrycie roli sanskrytu stanowiło nie lada problem z racji tego, że wówczas Indie były kolonią brytyjską. Podporządkowanie Jej Wysokości Królowej kultury, która utrzymywała, że jej historia sięgała pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt tysięcy lat wstecz i na dodatek stanowiła podstawę języka i literatury kolonizatora, musiało wywoływać zakłopotanie! Brytyjczycy nie mogli tego przełknąć, dlatego uczeni owego czasu wymyślili teorię, która mówiła iż istniała grupa ludzi nazywanych Ariami, która żyła na stepach Rosji i to ten lud 1500 lat temu na koniach wjechał do Indii przywożąc ze sobą księgi nazywane Wedami. Niestety, nie uwzględnili faktu, że Wedy zawierały astronomiczne obliczenia sięgające 7000 lat w przeszłość! Nie ma przykładów ani świadectw na to, by konno jeżdżący lud posiadał obserwatoria i badał gwiazdy przez siedem tysięcy lat. Niemniej, ci zachodni uczeni przeoczyli tę niespójność i wierzyli w teorię jakoby Ariowie najechali Indie i pokonali ciemnoskórych Drawidian dzięki wyższej technice i mądrości. Teoria ta była podobna do tej, którą wysunął Adolf Hitler wywyższając rasę aryjską. Termin Aryjczyk wziął on z kultury wedyjskiej, w której słowo to (arja) oznacza szlachetnych ludzi dążących do wyzwolenia swoich dusz z ciemności materii. Nie ma ten termin nic wspólnego z rasą, nic wspólnego z kulturą, lecz odnosi się wyłącznie do aspiracji duchowych do wyzwolenia atmy (duszy) z tamasu czyli ciemnoty.

Powyższa opinia jest chyba zbyt radykalna (w Indiach Ariami zwie się ludzi z północy o jasnej karnacji), ale niewątpliwie w przeszłości sporo namieszano. Ponieważ język polski także należy do tej indoaryjskiej rodziny, możemy powiedzieć, że jest on dalekim krewnym języka Wed. Czytelnik pomyśli, że nic w tym szczególnego, skoro wszystkie języki wywodzą się z sanskrytu, jak niekiedy się mówi. Otóż współczesne świadectwa lingwistyczne podobno wskazują, że dotyczy to jedynie większości języków europejskich i indyjskich; znakomita większość pozostałych, włącznie z chińskim, japońskim, arabskimi itd., jest albo całkowicie niezależna od sanskrytu, albo związki są tak odległe, że nie sposób ich wykryć. Niemniej, sanskrytu, opiewanego jako język bogów, nie powinniśmy traktować jako tylko członka wspólnej rodziny. W jednym z dyskursów (SSS t. 33, s. 3) Swami tak się o nim wyraził: Wiele europejskich języków posiada liczne słowa pochodzące od sanskryckich rdzeni. Angielskie słowa takie jak matka, ojciec, brat itd. pochodzą z łaciny, a te z sanskryckich słów takich jak pitar, matar i bhratar. Zatem język angielski jest niczym wnuczka, podczas gdy łacina niczym córka wobec sanskrytu – matki języków. Sanskryt cieszy się przywilejem bycia starożytną matką wielu języków3.

Powiadają, że w Europie istnieją dwa języki, litewski i łotewski, które zdają się być niemal żywymi ,,skamielinami”. Są tak stare, że mają ciągle wiele wspólnego z sanskrytem. Podobieństwo ma być uderzające, chociaż nie tak bliskie jak np. sanskrytu i hindi. Pewne wyobrażenie o bliskości języków może dać porównanie liczb od jeden do dziesięciu. W poniższej tabelce mamy takie zestawienie dla języków: polskiego, sanskrytu, łotewskiego, litewskiego i łacińskiego.

jeden4  – eka       viens   vienas  unus

dwa    –  dwa(u)    divi    du      duo

trzy    – traja/tri tris    trys    tres

cztery  – ćatur     četri   keturi  quattuor

pięć   –  pańća     pieci   penki   quinque

sześć  –  szasz     seši    šeši    sex

siedem  – sapta     septini septyni septem

osiem   – aszta     astoni  aštuoni octo

dziewięć – nawa      devini  devyni  novem

dziesięć – daśa      desmit  dešimt  decem

[Wymowa: č – cz; š – sz.]

Ten wyrywkowy przykład mojemu niewyrobionemu gustowi podpowiada, że nasz język POLSKI wcale nie ustępuje innym w podobieństwie do sanskrytu! O związkach języka polskiego z sanskrytem możemy wiele przeczytać w napisanych ze znawstwem książkach Jana Nary.

Dość trudnym problemem związanym z sanskrytem jest jego pisownia. Istnieje wiele rozmaitych wersji transliteracji tego języka. Oryginalnym pismem sanskrytu w Indiach jest dewanagari. Na alfabet ten składa się około 50 podstawowych znaków. Trudności wynikają z tego, że sporo głosek sanskryckich nie ma odpowiedników w językach zachodnich, w których mamy największy wybór tłumaczeń oryginalnych tekstów oraz rozmaitych podręczników i słowników. Uproszczenia zaś prowadzą do wypaczeń. W 1993 r. Jan Nara rozpowszechnił małe opracowanie pt. Informacja o pisowni wyrazów indyjskich dla osób tłumaczących i piszących z wzorcami spolszczonej pisowni około pół tysiąca częściej spotykanych wyrazów sanskryckich. Osobiście dużo korzystałem z tego wciąż aktualnego słowniczka. Ponieważ tłumaczących wielbicieli przybywa, warto przypomnieć elementarne reguły spolszczania sanskrytu. Pozwolę sobie na dłuższy cytat z wspomnianego ,,dziełka” Jana:

Wyrazy zapisane w piśmie dewanagari (używanym w sanskrycie, hindi i niektórych innych językach indyjskich) są jednoznacznie zapisywane w międzynarodowej transkrypcji naukowej (używającej dodatkowych kresek i kropek), a przejście od niej do transkrypcji spolszczonej jest już proste (v zastępujemy przez w, j – dź, y – j itd.). Natomiast w językach angielskim i niemieckim są z takim przejściem kłopoty, wynikające z kilku powodów strukturalnych. Między innymi nie ma w nich odpowiednich spółgłosek miękkich, wobec czego np. prosty wyraz Śri bywa w języku angielskim zapisywany jako Sri lub Shri, a także jako Sree lub Shree. Ponadto, Hindusi chętnie dodają po ,,t” przydech ,,h” (nawet w tych miejscach, gdzie w postaci sanskryckiej on nie występuje), co jeszcze bardziej powiększa wieloznaczność (np. Sakti, Sakthi, Shakti, Shakthi – zamiast jednoznacznej w języku polskim formy Śakti).

Oczywiście takiego rozgardiaszu nie ma sensu przenosić na nasz grunt – tym bardziej, że transkrypcja spolszczona jest zasadniczo jednoznaczna.

Główne warianty:

  1. Zgłoskotwórcze ,,r z kropką u dołu” może być zapisywane jako ,,ri” lub ,,ry” (poleca się tu wariant pierwszy).
  2. Zamiast miękkich ,,ć, dź” bywają pisane twarde ,,cz, dż” (nienajlepszy wariant twardy przyszedł do nas kiedyś za pośrednictwem języków zachodnioeuropejskich).
  3. Sylaby w rodzaju ,,śa, ći, ńa, rja” bywają dalej spolszczane do postaci ,,sia, ci, nia, ria”, ale to nie jest zbyt dobre, bo wtedy czytelnik nie wie, czy np. sylabę ,,si” ma wymawiać miękko (śi) czy twardo (jak w wyrazach obcych ,,sigma, silos”).

Wszystkie terminy religijno-filozoficzne, a także imiona własne dotyczące czasów dawnych i mitologicznych podawane są w transkrypcji spolszczonej. Natomiast imiona własne współczesne można podawać w transkrypcji spolszczonej lub w pisowni angielskiej; nazwy geograficzne raczej w tej pierwszej, a imiona-nazwiska osób – raczej w tej drugiej.

Pisownia Sai Baba jest jednoznaczna (tylko taka); wymowa: Sa-i Baba. Pierwszą część imienia można zapisywać jako Sathya lub Satya (ewentualnie zamiast ,,y” może stać ,,j„); wymowa: Satja (,,h” jest króciutkim przydechem, dla Polaków słabo odróżnialnym).

Koniec cytowanego fragmentu. Dodam od siebie, że to, co proponuje Jan, jest w pełni zgodne z pisownią zalecaną przez polskich indologów (np. Mały słownik klasycznej myśli indyjskiej autorstwa T. Hermanna i in., Wyd. Naukowe Semper, Warszawa 1992). Słowniczka Jana nie powtarzam, gdyż wielbiciele z Organizacji pieczołowicie przygotowują podobny spis wyrazów wraz z objaśnieniami dla swojej witryny internetowej (zob. też moją wersję), skąd wkrótce będzie łatwo dostępny nie tylko dla wielbicieli Swamiego.

Na koniec mam dla Czytelników tłumaczących z angielskiego ,,bombową” wiadomość. Otóż w internecie dostępny jest już jeden z najlepszych słowników sanskrycko-angielskich: Monier-Williamsa5 zawierający około 160000 (160 tysięcy) haseł w cyfrowej postaci pod Windowsy! Jest to tzw. freeware (za ‚friko’) w jeszcze niedoskonałej postaci (program obsługujący bazę danych pojawił się dopiero na jesieni 2001 r.), ale już bardzo pomocny w pracy tłumacza. Trzeba tylko zapoznać się z jedną ze stosowanych tam transliteracji (Harvard Kyoto lub ITRANS; wykorzystują one tylko znaki z typowej klawiatury komputera). Niezbędne pliki znajdują się pod adresem: http://members.ams.chello.nl/l.bontes/. Instalacja jest prosta: należy rozpakować ściągnięte pliki do jednego katalogu (trzeba mieć ok. 17 MB wolnej pamięci na dysku), zaś fonty do ‚windowsowego’ katalogu FONTS. To wszystko. Tak – nic więcej nie trzeba robić! Słownik uruchamiamy klikając na plik wykonawczy mwsdd.exe (lub na uprzednio zrobiony, np. na pulpicie, skrót do tego pliku).

 


W okienku programu wpisujemy np. ‚ahiM’ i po naciśnięciu przycisku Search otrzymujemy listę 8 słów sanskryckich zaczynających się od tych czterech liter. Kliknięciem wybieramy np. a-hinsa (obok którego widzimy również zapis dewanagari) i w prawym okienku czytamy objaśnienie (generalnie nie zawsze klarowne, gdyż występuje tam mnogość skrótów i oznaczeń z oryginalnego słownika, a poza tym są też błędy) i domyślamy się bez trudu, że spolszczona postać to: ahinsa (a nie, jak zwykle piszemy, ahimsa). Przyjemnej pracy!

Sai Ram


Przypisy (wszystkie pochodzą od Jana Nary):

1 Wg artykułu A. Karpa pt. Indyjska wieża Babel (1980) istnieją 723 języki indyjskie, a tzw. mother tongues (obejmujących języki i dialekty) jest ponad dwa razy tyle. Jednakże trzynastu głównymi językami literackimi mówi ok. 94 % ludności; to 9 języków indoeuropejskich (w tym urzędowy hindi, bardzo bliski sanskrytowi) oraz 4 drawidyjskie.

2 Liczba podwójna istniała jeszcze w języku staropolskim i jej pozostałością są m.in. formy: oczyma, uszyma, rękoma.

3 Inny cytat Baby: „Sanskryt jest językiem nieśmiertelnym; jego głos jest wieczny; jego wezwanie brzmi poprzez wieki. Zawiera on w sobie podstawową substancję wszystkich języków świata. Czcijcie sanskryt jako Matkę języków.”

4 Nasze słowo jeden jest pokrewne z sanskryckim adi (początkowy, pierwszy) – por. też ros. odin wymawiane adin, słoweń. eden i inne słowiańskie. Początkowe ,,j” doszło w wyniku typowego procesu zwanego jotacją.

5 Adres wydawnictwa indologicznego, skąd można sprowadzić pocztą m.in. wspomniany słownik M. Monier-Williamsa A Sanskrit-English Dictionary (jednotomowy): Motilal Banarsidass, 41 U.A. Bungalow Road, Jawahar Nagar, DELHI 110 007, INDIA. Przysyłają oni także bezpłatne katalogi i informacje o nowościach.

(ŚM 9/2002)

 

więcej: http://www.macierz.org.pl/artykuly/nauka/sanskryt_wiedza_wedyjska_a_wspolczesna_nauka.html

 

I pomyśleć, że rodzimy się i od urodzenia mówimy w Polsce sanskrytem, a Huindusi twierdzą, że to jest najtrudniejszy język świata. W przypisie 2 napisano, że ” Liczba podwójna istniała jeszcze w języku staropolskim i jej pozostałością są m.in. formy: oczyma, uszyma, rękoma.”

Tę formę poznałem w dzieciństwie z praktyki stosowanej do czasowników przez Pogórzan w odległej o 40 kilometrów na południe od Krakowa Lanckoronie w roku 1960. Tak mi się ona spodobała, że używamy jej z moją żoną do dzisiaj.  W Lanckoronie, a także w góralszczyźnie powszechnie mówiono: „Baco, a kaz to idzyetie?”, „Matko, byliśta dzis w kościele?”.

Ja mówię do żony np:  „Rybko moja, dokąd to idziecie? – to jest właśnie liczba podwójna w praktyce.

Osoba i czynności przez nią wykonywane traktowana była więc jako Podwójna – jako Ciało i Dusza i mówiono do niej z szacunkiem: Wy a nie Ty.

[…] liczba podwójna w polszczyźnie była dziedzictwem prasłowiańskim. Posługiwano się nią do XVI wieku. Służyła wyrażaniu parzystości, podwójności, a zatem rzeczowniki przybierały ją głównie wówczas, gdy łączyły się z liczebnikiem dwa. Z czasem jednak zaczęto jej używać także w połączeniu z innymi liczebnikami oraz bez liczebników — zatraciła się wówczas jej funkcja i wtedy zaczęła zanikać.

We współczesnej polszczyźnie zachowały się ślady tej liczby — są to np. formy: (w) ręku (Ms. lp.), ręce (M. lm.), rękoma (N. lm.), uszy (M. lm.), uszu (D. lm.), oczy (M. lm.), oczu (D. lm.), oczyma (N. lm.). Ponieważ rzeczowniki te oznaczają części ciała człowieka, które występują parami, a co za tym idzie — prawie zawsze były odmieniane w liczbie podwójnej — niektóre jej formy zachowały się do dziś.

Także w przysłowiach Trzy gęsi, dwie niewieście uczyniły jarmark w mieście oraz Mądrej głowie dość dwie słowie — wyrazy niewieście, słowie to rzeczowniki w liczbie podwójnej. Tutaj przetrwały do dziś ze względu na rym zdań (niewieście — w mieście, głowie — słowie).

Zdarza się, że rzeczownik, który ma dwa znaczenia, odmienia się w dwojaki sposób — w zależności od tego, w którym znaczeniu występuje. Wyraz ucho tak się zachowuje, podobnie zresztą jak oko. Ucho to zatem 1. ‘narząd słuchu’, 2. ‘uchwyt siatki czy torby’; oko to 1. ‘narząd wzroku’, 2. ‘tłusta plama na zupie czy sosie’. W odmianie tych rzeczowników w ich podstawowych znaczeniach (‘narząd słuchu’, ‘narząd wzroku’) zachowały się formy liczby podwójnej — uszy (M. lm.), uszu (D. lm.), oczy (M. lm.), oczu (D. lm.), oczyma (N. lm.). To, że mianownik liczby podwójnej miał postać uszy, oczy — a więc z tematami usz-, ocz- (a nie uch-, ok-) — sprawiło, że temat ten jest obecny w całym paradygmacie dzisiejszej liczby. We wtórnych znaczeniach (‘uchwyt siatki czy torby’, ‘tłusta plama na zupie czy sosie’) — przybierają formy współczesne.

[Rada Języka Polskiego – liczba podwójna]

 

Podziel się!